„Teraz Sinnoh” to najpopularniejszy program informacyjny,
nadawany na ogólnodostępnym w całym regionie, kanale „Jubilife TV”. Kilka razy
dziennie, w eter puszczane są najświeższe informacje o istotnych wydarzeniach z
życia mieszkańców, a także (z czego program słynie najbardziej) relacje na żywo
z wielkich imprez świata pokemon!
Główna reporterka wiadomości, niejaka Rhonda, wraz z
resztą ekipy realizatorskiej, jeszcze nigdy nie odpuściła sobie uczestniczenia
w Conteście, finałach Ligi Sinnoh, czy walce o tytuł Mistrza Regionu, traktując
swoją pracę niemal jak misję. Przysporzyło jej to wielu fanów i popularność
większą niż niejednemu liderowi sali.
Jej głos właśnie wybrzmiał z telewizora, który stał na
kuchennym blacie, w niewielkim domu w mieście Sandgem. Pudło od kilkudziesięciu
minut, towarzyszyło ojcu Grace przy robieniu zapasu kanapek swojej córce. Ta
pakowała się na podróż, co dało się zauważyć, bo przez cały czas krzątała się
po pokojach, pytając co chwila o lokalizację potrzebnej rzeczy.
Persian w tym momencie nie miał nic do roboty, gdyż Shinx
został odwołany do PokeBalla, by nie przeszkadzać blondynce w pakowaniu. Kocur
stwierdził, że też nie będzie wchodził trenerce w drogę i usadowił się w
kuchni, licząc, że może któryś składnik kanapek, spadnie mu pod sam pysk.
Słysząc charakterystyczną melodyjkę czołówki „Teraz Sinnoh” ożywił się nieco.
-„Witam Państwa serdecznie, w popołudniowym wydaniu
wiadomości! Zaczynamy dziś od informacji dotyczącej wczorajszego włamania do
Centrum Pokemon w mieście Jubilife. Najprawdopodobniej znamy już sprawców!
Według niepokojących doniesień, w naszym regionie pojawiła się groźna
organizacja przestępcza zwana „Zespołem R”!- oznajmił przejmująco prezenter
programu, chcąc maksymalnie przykuć uwagę widzów na tym, co miał zamiar
powiedzieć.
-„Znani są z próby przejęcia władzy w odległym od nas
Kanto i Johto, lecz przez ostatnie kilka miesięcy nie zanotowano ich aktywności
nigdzie na świecie. Wszystko jednak wskazuje na to, że teraz na celownik obrali
sobie Sinnoh! Więcej szczegółów posiada nasza, wspaniała reporterka Rhonda,
która jest na miejscu przestępstwa, o popełnienie którego podejrzewa się
właśnie Zespół R!”-
-„Dokładnie tak.”- przytaknęła kobieta. –„Znajduję się
właśnie w Jubilife, gdzie wczoraj w nocy doszło do włamania i ograbienia
lokalnego Centrum Pokemon z wszystkich znajdujących się w nich pokemonów. Z
informacji przekazanych mi przez policję wynika, że na nagraniach z monitoringu
widać jedynie grupę kilkunastu, osób w uniformach podobnych do tych, jakich
używa Zespół R, lecz przez smołę, którą Koffingi należące do włamywaczy pokryły
obiektywy kamer, nie można tego zweryfikować. Zadziwia profesjonalizm sprawców,
którzy dokonali włamania nie pozostawiając żadnych śladów, ani świadków
zdarzenia. Siostra Joy będąca na miejscu cały czas, zeznała, że w pewnym
momencie poczuła dziwny zapach, po którym zrobiła się senna. Gdy obudziła się
rano, jej pacjentów już nie było! Możliwe, że przestępcy użyli pokemonów,
znających atak usypiający proszek.”-
-„Powiedz nam, czy wiadomo coś o miejscu pobytu, lub
kierunku ucieczki Zespołu R?”- zapytał prezenter ze studia telewizyjnego.
-„Policja niestety ma problemy z ustaleniem czegoś
konkretnego. Możliwe, że złodzieje rozpierzchli się w różnych kierunkach i
dalej są w okolicy, lub od razu przemieścili się do swojej kryjówki. Prowadzi
się intensywne poszukiwania, a teren wokół patroluje, lecz każdy, kto będzie
cokolwiek wiedział w tej sprawie, proszony jest o kont…”- tu porywający monolog
Rhondy został przerwany przez ojca Grace, który nagle zmienił kanał.
-Co za populistyczne brednie!- skomentował. –Boli ich to,
że przez drugi dzień nie mogą znaleźć grupy wyrostków, którzy wystrychnęli ich
na dudka, dlatego straszą nas jakąś mafią i udają, że coś robią!- parsknął
zniesmaczony i pogłośnił aktualnie lecący program.
-O! Powtórka tegorocznej Srebrnej Konferencji!- ucieszył
się widząc walkę między dwojgiem młodych trenerów, starających się zdobyć tytuł
Mistrza Regionu Johto. Wracając do przerwanej czynności, jednym okiem patrzył
na pojedynek, w którym Quilava niskiej, rudowłosej dziewczynki z warkoczykami,
dawała niezłego łupnia Phanpy’emu jej oponenta – chłopakowi w biało-czarnej czapce
z daszkiem, jasnych dżinsach i Pikachu kibicującemu mu zza pleców.
Persian przyglądał się temu wszystkiemu jednym okiem, lecz
nie okazywał większego entuzjazmu.
-„Po co ci ludzie patrzą na jakieś hałaśliwe telewizory,
skoro na zewnątrz, są zazwyczaj dużo ciekawsze widoki?”- mruknął kierując swój
wzrok na okno, co czynił zazwyczaj, gdy miał ochotę podumać w spokoju. Niemałe
było jego zaskoczenie, gdy zza firanki ozdabiającej futrynę, wystawała żółta głowa
stworzenia kształtem przypominającego jednego z pokemonów, które odwiedziły go
dzisiaj w nocy. Wyraźnie uradowana, starała się dojrzeć co porabiają mieszkańcy
domu.
Kocur poderwał się na równe nogi i błyskawicznie wskoczył
na parapet, chcą upolować irytującego go osobnika. Nie przemyślał jednak dobrze
swojego ruchu, co uświadomił mu huk, jaki rozległ się w pomieszczeniu, gdy uderzył
swoim czołem, a konkretniej znajdującym się na nim klejnotem w szybę, płosząc
przy tym intruza.
-Persian co ty wyprawiasz?!- wrzasnęła Grace stając w
drzwiach kuchni, widząc jak jej przyjaciel atakuje okno. –Możemy już wyruszać!-
oznajmiła w czasie, gdy kocur starał się otrząsnąć z oszołomienia. Rzadko
zdarzały się mu takie „blond momenty”, lecz gdy już do jakiegoś doszło, pokemon
dokładał wszelkich starań, by nie powtórzył się nigdy więcej.
-Będę tęsknić.- powiedziała blondynka, podchodząc do ojca
i obdarowując go długim uściskiem.
-Ja też.- odparł mężczyzna. –Uważaj na siebie.- dodał
mając w uszach słowa prezentera z „Teraz Sinnoh”. Gdzieś w środku męczyły go
obawy o bezpieczeństwo córki, lecz starał się je zagłuszyć, przekonując sam
siebie do swojej teorii.
-„Oby w istocie, był tylko populistyczny bełkot…”-
***
Aby dotrzeć do Jeziora Prawdy, należało udać się na zachód
drogą 201, która praktycznie na całej swojej długości biegła przez las. Był to
ważny szlak komunikacyjny dla mieszkańców niewielkiego miasteczka Twinleaf,
które znajdowało się jakieś dziesięć kilomentów od Sandgem i nieco ponad pięć
od wspomnianego akwenu. Często można było spotkać w okolicy trenerów z obu
miejscowości, którzy zapuszczali się tu, by trenować, lub złapać jakiegoś
pokemona do drużyny. Dziś jednak las nie był zbyt towarzyski, bo po za Grace i
Persianem nie dało się tam spotkać nikogo innego.
-Chyba wszystko wzięłam...- zastanawiała się dziewczyna i
zaczęła wymieniać zawartość swojego plecaka. Gdyby czegoś zapomniała, mogła się
jeszcze wrócić do domu.
-Śpiwór, koc, zapas bielizny, strój na chłodniejsze dni,
sukienka, której pewnie nie założę, parasol, lekarstwa, scyzoryk, lina, zestaw
do szycia, przynęta...- wyliczała.
Persian praktycznie nie słuchał trenerki. Widok
podejrzanego pokemona, całkowicie wytrącił go z równowagi. Czuł na sobie jego
wzrok, a właściwie wzrok całej trójki podejrzanych stworzeń. Zdawał sobie
sprawę, że może trochę przesadza, ale nie mógł się pozbyć złych przeczuć. Coś w
tym lesie musi być nie tak, skoro po pół godzinie marszu, nie dostrzegł, ani
nie usłyszał odgłosów ŻADNEGO pokemona, choćby to był jedynie świergot ptaków. Pytanie
tylko, czy to przez te trzy pokemony, czy może przez Zespół R? Kocur postanowił
jak najszybciej rozwiązać tę zagadkę.
Grace również zauważyła brak pokemonów, choć nie przyszło
jej do głowy, by powiązać ten fakt z czymś niepokojącym. Występowanie pokemonów
zależy przecież od tylu różnych, naturalnych czynników: pory roku, pory dnia,
pogody, faz księżyca. Może akurat wszystkie te rzeczy nie współgrają ze sobą.
Niemniej była zawiedziona, bo miała ochotę wypróbować umiejętności nowego
podopiecznego, z jakimś mało wymagającym przeciwnikiem, a przynajmniej
mniejszym gabarytowo od Persiana.
Po kilkunastu minutach marszu i wypatrywania potencjalnego
sparing-partnera dla Shinx’a, wreszcie szczęście się do niej uśmiechnęło. Między drzewami w oddali niepewnym krokiem
przechadzał się Starly – pokemon szpak, który wydał się blondynce idealny. Gdy
odległość między nimi zmniejszyła się, Grace postanowiła rzucić mu wyzwanie.
Widząc to, kocur ubiegł trenerkę i paroma susami doskoczył
do zdziwionego Starliego. Przycisnął go swoją łapą do ziemi i unieruchomił.
Miał zamiar wyciągnąć od niego jakieś informacje i choć wiedział, że może to nienajlepsza
metoda nawiązywania znajomości, to jednak bał się, że przez walkę pokemon albo
ucieknie, albo nie będzie wstanie rozmawiać.
-„Wybacz, że jestem taki „szorstki”. Zapewniam, że nic ci
nie zrobię.” - zaczął, próbując przybrać przyjazny ton i poluźnił uścisk. –„Może
wiesz dlaczego nie ma w tej okolicy żadnych pokemonów? Stało się tu coś złego?
Wyglądasz na takiego, co coś wie.”- uśmiechnął się figlarnie, lecz nie zrobiło
to na trzęsącym się ze strachu maluchu najlepszego wrażenia.
Starly trzepocząc energicznie skrzydłami, wyswobodził się
z kleszczy rubino-okiego, lecz zanim zdążył odlecieć, został zatrzymany przez
Grace, która opatrznie zrozumiała zamiary swojego pokemona. Była przekonana, że
przytrzymuje on szpaka, by ułatwić jej walkę. Szybko wypuściła elektryczne
lwiątko z PokeBalla i wydała mu pierwszą komendę.
-Shinx iskra!- krzyknęła, a kociak wydobył z siebie
ładunek elektryczny, który w formie błękitnej poświaty, otoczył jego ciało.
Następnie pobiegł w stronę Starliego i zaatakował go całą nagromadzoną energią,
która przeszyła szpaka, a następnie pobiegła dalej w głąb ziemi.
Mimo przewagi typów, iskra nie wyrządziła większych
uszkodzeń, bo była zbyt słaba. Szpak poczuł się zagrożony i w panice zaatakował
skrzydłem. Na szczęście, ruch roztrzęsionego pokemona chybił.
-Powtórz atak!- rozkazała Grace, co lwiątko posłusznie
zrobiło. Tym razem udało mu się wygenerować większą moc i celniej trafić. Miało
to wymierny skutek, bo Starly nie był wstanie dłużej wzbić się w powietrze, a
przy każdym ruchu czuł bolesne skurcze mięśni.
-Dobij go!- rzuciła blondynka, a Shinx wziął długi rozbieg
i nabrawszy prędkości uderzył w przeciwnika. Siła odrzutu sprawiła, że ten padł
nieprzytomny na ziemię metr dalej.
-Udało ci się! Wygrałeś!- oznajmiła uradowana Grace i schyliła
się, by pogłaskać podopiecznego po głowie. Lew jednak nie mógł pojąć, dlaczego
to już koniec. By dać trenerce do zrozumienia, że powinna w tym momencie użyć
PokeBalla, zaczął wiercić się i piszczeć. Blondynka wprawdzie zrozumiała o co
chodzi, lecz nie zamierzała go posłuchać. Była dość wybredną osobą i nie
chciała łapać pospolitych pokemonów, a na pewno nie takich, które licznie
występują w jej okolicach. Shinx wprawdzie zaliczał się do tej grupy, lecz w jego
przypadku dziewczyna zrobiła wyjątek, bo z oczywistych względów czuła sympatię
do kotowatych. Mimo to, bała się zranić jego uczucia.
-Spokojnie, nie będziemy go łapać.- stwierdziła łagodnie i
ku zdziwieniu lwiątka, ostrożnie wzięła szpaka na ręce. –Trzeba go jak
najszybciej zabrać do Centrum Pokemon.- skwitowała.
Grace nie zdążyła zrobić nawet jednego kroku, gdy do uszu
całej trójki dobiegł dźwięk przypominający warkot silnika, który z każdą
sekundą stawał się coraz głośniejszy. Shinx zląkł się i skulił tuż przy nodze
trenerki, a Persian wyprężył jak nigdy i wyskoczył przed przyjaciółkę i lwiątko
gotowy do ataku. Chwilę potem, zza zakrętu wyłonił się znany w całym regionie motocykl,
na którym jechała niejaka Oficer Jenny – funkcjonariusz Policji w Sinnoh.
Widząc zgromadzenie, płynnie zatrzymała się i zsiadła z pojazdu.
-Co tu się stało!?- spytała zdziwiona i zmarszczyła brwi,
gdy zauważyła nieprzytomnego Starliego na rękach blondynki i kocura z najeżoną
sierścią łypiącego oczami w jej stronę. –Dlaczego tren maluch jest w takim
stanie?- dodała ostro.
Grace oszołomiona, zdecydowanie nie czuła się komfortowo w
zaistniałej sytuacji, którą dodatkowo pogarszał Persian, jeszcze bardziej jeżąc
się na widok funkcjonariusza policji. Dziewczyna nakazała mu się natychmiast uspokoić,
po czym pospiesznie zaczęła się tłumaczyć.
–To nic takiego. Stoczyłam z nim przed chwilą mały
pojedynek i właśnie miałam zabrać go do Centrum Pokemon.- wyjaśniła wskazując
na szpaka, mając nadzieję, że nie zostanie zatrzymana. Niby nie zrobiła nic
złego, lecz mina policjantki nie nastrajała optymistycznie.
-Już myślałam, że ktoś was zaatakował, albo, że co gorsza znalazłaś
tego biedaka na ziemi w takim stanie.- Jenny uśmiechnęła się wymuszenie i
złagodziła ton, choć dalej była zmartwiona. Blondynka nieco skołowana, dla pewności,
pokiwała jeszcze przecząco głową. Sprawianie dobrego, pierwszego wrażenia
najwyraźniej nie wychodziło jej dzisiaj najlepiej.
-Właściwie to jak masz na imię i co tu robisz?- zapytała policjantka
mierząc dziewczynę wzrokiem od stóp do głów. –Nie wiesz, że Zespół R może
grasować w tych lasach i radzi się mieszkańcom okolicy unikać opuszczania
swoich miast?-
-Zespół R?!- wypaliła Grace nie kryjąc zdziwienia. Nie raz
czytała o tej organizacji, ale do głowy by jej nie przyszło, że może natknąć
się na nich parę kilometrów od domu. Sinnoh wśród innych regionów, szczyciło
się prawie zerowym odsetkiem przestępczości zorganizowanej, do czego obywatele
zdążyli się już przyzwyczaić. W Kalos był Zespół Flare, w Hoenn rywalizowały ze
sobą organizacje Aqua i Magma, w Kanto i Johto panował Zespół R, a w Sinnoh...
NIC! Naturalne jest więc, że reakcja ludzi była dwojaka: albo wpadali w panikę
i barykadowali swoje domy, albo nie dawali wiary pogłoskom i żyli jak gdyby
nigdy nic.
-Nie mów mi, że nie słyszałaś o włamaniu do Centrum Pokemon
w Jubilife! Przecież policja i media, informują o tym cały dzień!- ponownie uniosła
się policjantka, tak jakby dziewczyna z którą rozmawia nie wiedziała tak
oczywistych rzeczy, jak to, że rok ma dwanaście miesięcy, a Pikachu to
elektryczna mysz.
-Cały poranek spędziłam w laboratorium profesora Rowana, a
popołudnie na pakowaniu się, więc nie miałam czasu na słuchanie wiadomości.– Grace
oznajmiła stanowczo, broniąc się przed oskarżycielskim tonem. –Skąd miałam
wiedzieć, że jest niebezpiecznie?- dodała na koniec, już nieco spokojniej.
-Masz rację, przepraszam.- stwierdziła policjantka i
westchnęła ciężko, ukrywając twarz w dłoni.- Musisz być jednym z trenerów,
którzy dostali dzisiaj startera. Wybacz, że o tym nie pomyślałam, ale twój
wiek, no i Persian mnie zmyliły.- powiedziała spoglądając na kocura, który
zastygł w bezruchu tuż przy nodze Grace, lecz nie spuszczał oczu, ani z
funkcjonariuszki, ani tym bardziej z ptaka.
-Po za tym, nie spodziewałam się tutaj żadnego z was.
Zazwyczaj nowi trenerzy idą od razu drogą 202 do Jubilife. Tamtejsza policja
została poinstruowana przez profesora Rowana, żeby nie niepokoili młodych
trenerów. Swoją drogą uważam, że powinien wam zabronić wałęsania się po Sinnoh
w takich okolicznościach, a przynajmniej poinformować o ryzyku.- dodała, a jej
mina wskazywała na to, że gdy tylko spotka staruszka, na pewno przemówi mu do
rozumu.
-Przez to włamanie...- kontynuowała. -Wszystkie okoliczne
patrole dostały nieźle popalić, a funkcjonariusze stali się nerwowi.
Przeczesujemy las w poszukiwaniu przestępców i musimy sprawdzić każdą
podejrzaną osobę. Nie zrozum mnie źle...- powiedziała dostrzegając wyraz twarzy
Grace będący pomieszaniem zniesmaczenia i zaskoczenia. -Ale widząc tego
Starliego, bałam się, że padł ofiarą Zespołu R.- wyjaśniła.
-Może coś w tym jest.- dziewczyna zamyśliła się na moment,
starając puścić aluzję, jakoby była podejrzaną osobą, mimo uszu. –Kiedy go
zauważyłam, nie siedział na gałęzi, ani nie leciał, tylko chodził niepewnie po
ziemi. I dość łatwo dał się pokonać. Ktoś mógł go wcześniej osłabić.- Gdy trenerka
uświadomiła sobie to, zawstydziła się i popatrzyła na szpaka, czując wyrzuty
sumienia. Zamiast z nim walczyć, powinna była mu pomóc.
-Czy dlatego nie widać w lesie żadnych pokemonów? Zespół R
mógł je wyłapać?- zapytała nagle analizując sytuację.
-Wątpię.- odrzekła Jenny. –To nie w ich stylu łapać słabe,
dzikie pokemony, a nawet jeżeli zmieniliby zdanie, nie okradali by wtedy
Centrum Pokemon. Możliwe, że jeśli są w tym lesie i natknęli się na jakiegoś
dzikiego, nieprzychylnego im pokemona, to walcząc z nim, wypłoszyli pozostałe
gatunki.- wyjaśniła. –Myślę natomiast, że ten maluch będzie to wiedział.-
stwierdziła, i z powrotem usadowiła się na motocyklu, gestem dłoni zapraszając
dziewczynę, by usiadła za nią.
-Wracałam właśnie z Twinleaf. Informowałam mieszkańców o
zagrożeniu, a teraz jadę do Sandgem. Mogę cię podrzucić do Centrum Pokemon jeśli
chcesz.- stwierdziła i po raz pierwszy uśmiechnęła się przyjaźnie do Grace. Ta
bez wahania odwołała Shinxa do PokeBalla i wsiadła na jednoślad.
Gdy Jenny rozgrzewała silnik, a Persian niechętnie
szykował się do biegu, warkot pojazdu rozbudził nieprzytomnego dotąd Starliego,
który ujrzawszy blondynkę momentalnie zaczął szamotać się i dziobać ją, by
wyswobodzić się z objęć dziewczyny. Ta starała się trzymać go delikatnie, by
nie sprawiać mu więcej bólu, dlatego gdy szpak dziobnął ją w rękę, wypuściła go
jak poparzona i tylko błyskawiczna reakcja policjantki sprawiła, że Starly nie rąbnął
głową o ziemię.
-Niezły chwyt.- stwierdziła Grace, patrząc ze smutkiem jak
ptaszek stara się ukryć przed nią, wtulając w ramiona Jenny.
-Chyba lepiej będzie, jak sama odwiozę go do lekarza.-
oznajmiła patrząc na reakcję malca i pogłaskała go po głowie, próbując
uspokoić.
-Chyba tak. Musiał się mnie przestraszyć, gdy z nim
walczyłam.- dziewczyna zwiesiła głowę i zsiadła z motocyklu.
-Nie przejmuj się, jemu nic nie będzie.- policjantka
stwierdziła pogodnie. -A jeśli martwisz się, czy wszystkie pokemony tak
reagują, to wierz mi, że nie. Jeszcze z niejednym uda ci się zaprzyjaźnić.-
dodała.
–Jeśli mogę ci jednak coś poradzić, to lepiej wróć do domu
i siedź tam dopóki nie zrobi się bezpieczniej. Śledź na bieżąco informacje. Na
pewno wkrótce uda nam się dorwać Zespół R.- zakończyła poważnie.
-Dzięki za radę.- mruknęła blondynka, co nie wskazywało na
to, by miała się do niej zastosować, po czym zrobiła kilka kroków w bok, żeby
spaliny z policyjnego motocykla nie buchnęły w jej stronę.
Persian widząc, że jego potencjalne źródło informacji
jakim był szpak zaraz odjedzie, a on zostanie z kwitkiem, zagrodził policjantce
drogę nim ta dodała gazu. Jeśli nie prośbą, to może groźbą wyciągnie coś ze
Starliego. Przybrawszy najstraszniejszą minę na jaką go było stać, zaczął
przeraźliwie miauczeć coś do ptaka, czego oczywiście obie kobiety nie mogły
zrozumieć.
-„Co się stało z pozostałymi pokemonami? Kto was
zaatakował!?”- kocur warknął przeraźliwie, na co Starly zaniósł się głośnym
płaczem.
-„Tamten pokemon zniszczył mi gniazdo! Chociaż ty nie rób
mi krzywdy!- lamentował.
-Persian dosyć!- Grace wrzasnęła nagle i energicznie
pociągnęła swojego pokemona za ogon, myśląc, że chce rzucić się na Oficer
Jenny, która w następnej sekundzie odjechała z piskiem opon.
–Co cię napadło?!- wyksztusiła ze złością, patrząc
kocurowi prosto w oczy. Spodziewała się zobaczyć w nich furię, lecz pokemon
otrzymawszy to czego chciał, błyskawicznie znieruchomiał i spokojnie odprowadzał
ślepiami oddalający się pojazd. Blondynka czuła się zbita z tropu. Usiadła
ciężko na ziemi obok swojego przyjaciela i starała się znaleźć jakieś
wyjaśnienie jego zachowania.
-Chyba nie zamierzałeś go zjeść?- Grace wypaliła nagle,
wyobrażając sobie najgorsze. –Przecież za coś takiego mogła nas zatrzymać.-
kontynuowała poirytowana.
Persian spojrzał na trenerkę zdziwiony, a potem zwiesił
łab rozczarowany. Przecież cały czas stara się tylko zapewnić jej
bezpieczeństwo, tak jak kazał mu jej ojciec. Dlaczego więc dziewczyna jest zła?
Znowu nikt go nie zrozumiał i znowu musi radzić sobie z tym sam. Gdyby tylko
umiał mówić i wyjaśnić jasno o co mu chodzi, życie było by o wiele prostsze.
-Idziemy dalej.- stwierdziła krótko blondynka. Nie
wiedziała, że w tym samym momencie, dzieliła ze swoim przyjacielem identyczną
myśl. Gdyby rozumiała co mówi, życie było by o wiele prostsze.
***
Przez kolejne pół godziny żwawego marszu, Grace i Persian
nie odzywali się do siebie choćby słowem. Ktoś, kto nigdy nie miał styczności z
pokemonami, mógł odbierać każdą „rozmowę” tej dwójki raczej jak monolog
blondynki, dlatego teraz jedyna różnica polega na tym, że dziewczyna nic nie
mówi.
Ona natomiast konwersując z Persianem, nigdy nie czuła
jakby mówiła do ściany. Po wielu latach jakie spędziła z kotem, nauczyła się
rozpoznawać znaczenie jego gestów, mimiki i wydawanych odgłosów, a po każdym
swoim stwierdzeniu, bądź pytaniu zadanemu przyjacielowi, bacznie wypatrywała
jego reakcji, którą w 90% przypadków potrafiła bezbłędnie odczytać.
Czasami jednak coś szło nie tak, jak w sytuacji sprzed
niespełna godziny, czy pamiętnej wizyty ciotki Grace sprzed dwóch lat. Pokemon
widząc ją pierwszy raz w życiu, rzucił się na nią zanim zdążyła wejść do domu,
za co został zbesztany i wygoniony za drzwi. Okazało się natomiast, że kobieta
miała w torbie PokeBall z ukochanym pokemonem jej byłego męża, którego ukradła
chcąc zemścić się na nim za rozwód. Podobno według orzeczenia sądu,
doprowadziła do niego on sama. Persian działał w dobrej wierze – pragnął tylko
uwolnić pokemona. Blondynka miała nadzieję, że tym razem jej przyjaciel również
nie miał nic złego na myśli i że wszystko wkrótce się wyjaśni.
-Chyba dzisiaj nie zdążymy dotrzeć do jeziora. Robi się
ciemno.- zabrała głos, by rozluźnić atmosferę. –Musimy znaleźć polanę i rozbić
obóz.-
Kocur doskonale wiedział o co czym mówi. Według jego
kalkulacji zbliżali się do miejsca, gdzie kiedyś wybrali się w trójkę (on, Grace
i jej ojciec) na biwak. Chodziło o teren o średnicy około dwudziestu metrów, na
którym z jakiegoś powodu nie rosło ani jedno drzewo, za to leżało pięć sporych
głazów. Znał też dobrze drogę do niego, więc szybko wysunął się przed trenerkę,
by zaprowadzić ją bezpiecznie do celu.
Obszar wyglądał dokładnie tak, jak oboje go zapamiętali,
choć w świetle dnia zdawał się być dużo bardziej urokliwy niż teraz. Na brzegu
polany ściółka ustępowała miejsca trawie, różnobarwnym kwiatom i małym krzewom,
a im bliżej środka, tym bardziej grunt stawał się twardy i ziemisty. Otoczony
głazami, funkcjonował doskonale jako pole na rozpalenie ogniska.
Grace rzuciła wszystkie swoje rzeczy koło największego
kamienia i bez namysłu ruszyła nazbierać chrustu.
-Idę po drewno! Pilnuj dobytku.- krzyknęła na odchodne do
pokemona, który myślami był zupełnie gdzie indziej. Przez większość analizował
informację wydobytą od szpaka. Wiedział, że wszystkich w lesie wystraszył jakiś
pokemon. Mógł on należeć do Zespołu R, ale to nie było pewne. Równie dobrze
mogła to być jedna z trzech istot, które irytują go od wczorajszej nocy, albo i
wszystkie one jednocześnie.
Przychylając się do tej opcji, postanowił wprowadzić w
życie plan, który zrodził się w jego głowie, podczas marszu. Był łatwy do
spamiętania i miejmy nadzieję, że równie prosty do wykonania. Po pierwsze:
dowiedzieć się z kim mamy do czynienia. Po drugie: znaleźć tego kogoś. Po
trzecie: sprawić by się odwalił i przestał zawracać mu głowę, czego kocur nie
znosił najbardziej. Proste.
Gdy blondynka zniknęła mu z oczu, Persian przystąpił do
wypełnienia punktu pierwszego. Wygrzebał z jej plecaka nowiutki, pomarańczowy
Pokedex i ogromną finezją, ostrymi pazurami, delikatnie naciskał kolejne
przyciski encyklopedii, starając się zrozumieć jak działa. Na szczęście
urządzenie miało wyjątkowo intuicyjny interfejs, dlatego szybko odnalazł tryb
wyszukiwarki. Pokemony, których dane potrzebował, miały raczej niewielkie
rozmiary, a głowa jednego z nich była żółta. Niby niewiele, ale zawęziło to
obszar poszukiwań na tyle, że już po minucie rubino-oki odnalazł pokemona, a
potem pozostałe dwa - jak się okazało, trio psychicznych pokemonów, nazywane Strażnikami
Jezior.
Uxie – jego pojawienie się było narodzinami wiedzy. Dał ludziom inteligencję, by poprawili jakość swojego życia i rozwiązywali różne problemy.
Mespirit – wraz z nim pojawiły się emocje. Uczy ludzi odczuwać smutek, ból oraz radość. Śpi na dnie jeziora, lecz jego duch opuszcza ciało i lata nad taflą jeziora.
Azelf – obdarzył ludzi wolą i determinacją do pokonywania życiowych trudności. Śpi na dnie jeziora, by utrzymać świat w równowadze.
Kiedy Pokedex skończył recytować posiadane dane,
Persianowi zrzedła mina. Legendarne pokemony? Ciężko było w to uwierzyć,
zwłaszcza, że kocur był na wskroś realistą. Niby oglądał czasami programy
dokumentalne o rzadkich pokemonach i słuchał opinii badaczy, którzy zgłębiali
temat przez całe życie, lecz on nigdy takowych nie spotkał. Po za tym, dlaczego
istoty, które według opowieści mają pomagać ludziom i pokemonom tak bardzo
uwzięły się na niego i jego trenerkę? Z drugiej strony, jeśli są dobre, to nie
one napędziły stracha mieszkańcom lasu. Więc kto to zrobił?
Żeby się tego dowiedzieć, należało jak najszybciej wprowadzić
w życie drugi punkt planu, czyli znaleźć winowajcę. Persian nie rozpatrzywszy
wszystkich za i przeciw, dał nura w głęboki las, zostawiając rzeczy trenerki na
pastwę losu.
***
Grace prędko uporała się z uzbieraniem sporej ilości
drewna, a to wszytko dlatego, że wiele gałęzi różnej grubości, leżało u podnóża
konarów. Jakby coś lub ktoś i to bardzo duży, przeciskał się między drzewami,
strącając przy tym wszytko co popadnie. Czyżby to robota Zespołu R?
Dziewczyna nie chciała teraz tracić czasu na zastanawianie
się nad tym. Na zachodzie niebo było jeszcze szaro-niebieskie, ale im dalej na
wschód, tym kolor stawał się coraz bardziej granatowy i płynnie przechodził w
zupełną czerń. Noc się zbliżała. Należało szybko rozbić obóz.
Po powrocie na polanę, blondynkę czekała niemiła
niespodzianka. Jej przyjaciela nie było i ani dokładne przeczesanie pobliskich
zarośli, ani długie nawoływania nie sprawiły, że wrócił. Co się stało? I
dlaczego do licha jej Pokedex leży na ziemi? Grace schowała go do kieszeni i spenetrowała
plecak, lecz na szczęście nic z niego nie zginęło. Więc to nie była napaść. Nie
mogła, bo nie ma tu nikogo prócz niej.
-Shinx wybieram cię!- krzyknęła po chwili, wyrzucając w
powietrze Pokeball z elektrycznym pokemonem. Lwiątko po wyjściu z kuli rozejrzało
się dookoła, a mimo upiornej ciemności, było pogodne jak zawsze. Widząc jednak
smutną minę jego trenerki, domyśliło się, że stało się coś niedobrego.
-Persian zniknął. Musimy go odszukać.- oznajmiła zmartwiona.
–Spróbuj odnaleźć go po zapachu. Albo chociaż kierunek w jakim poszedł.- poprosiła.
Kociak poruszony, ale i zdeterminowany dał znak, że zrobi
wszystko co w jego mocy. Może nie był wyszkolonym psem myśliwskim, ale węch
miał całkiem dobry i szybko złapał trop. Razem z Grace ruszyli w stronę skąd dochodził
zapach, lecz między drzewami trudniej było wyczuć cokolwiek. Woń roślin i
innych pokemonów zlewały się ze sobą, a przy przeszkodach, takich jak krzewy,
czy powalone gałęzie, ślad się urywał. Persian najpewniej omijał je wielkimi
susami.
Jedynym wyjściem było maszerowanie przed siebie w
wyznaczonym kierunku i baczne obserwowanie okolicy. To zadanie przypadło
Shinx’owi, bo znacznie lepiej widział w ciemności. Grace wyjęła z plecaka
kawałek kredy i co jakiś czas rysowała „X” na pniach, by potem łatwiej odnaleźć
drogę powrotną na polanę.
Z każdą minutą nadzieja obojga gasła, jak słońce, które
ostatecznie zniknęło z nieboskłonu. Jego miejsce nieśmiało zajmował księżyc,
którego blask powoli przebijał się przez korony drzew. Może i dzięki temu
łatwiej było się poruszać, ale świadomość, jak późno się zrobiło nie dodawała
otuchy.
Grace poczuła jak bardzo jest zmęczona. Miała dzień pełen
wrażeń, a praktycznie nie było w nim czasu na odpoczynek. Zaczęła szukać
miejsca, gdzie mogłaby usiąść i przemyśleć sytuację. Na szczęście w niewielkiej
odległości od niej, leżał powalony pień. Dziewczyna zrzuciła z pleców balast i ulgą
usiadła na ziemi, opierając się o szorstką korę. Zamknęła oczy i nabrała
powietrza w płuca. Poczuła jak Shinx wskakuje jej na kolana i zaczyna mruczeć.
-Masz dryg do tropienia, nie ma co.- uśmiechnęła się nie
otwierając oczu, a jej ręka zaczęła głaskać lwiątko, co wzmogło mruczenie. Może
trzeba by było kiedyś zainwestować w kurs na licencjonowanego tropiciela? Rozważając
to blondynka pomyślała o Persianie, którego węch nie miał sobie równych.
-Myślisz, że byłam dla niego zbyt ostra? No wiesz... jak
mój ojciec i przez to się obraził?- zapytała ze smutkiem. Lew chcąc ją
pocieszyć, dał do zrozumienia, że to niemożliwe.
-Jedno wiemy na pewno...- kontynuowała poważniej. -Sami go
nie znajdziemy. Prędzej i my się zgubimy. Lepiej wracajmy.- dodała, na co Shinx
zareagował stanowczym sprzeciwem.
-To nie pierwszy raz kiedy tak znika na całą noc, wierz
mi. Rano pewnie wróci na polanę.- tłumaczyła, lecz lwa to nie przekonało.
-To co mamy robić? Gdybym miała jakiegoś latającego
pokemona, mógłby poszukać go z góry, a tak jesteśmy bez szans. Mogłam cię
posłuchać i złapać tego Starliego. Następnym razem jak zrobię coś głupiego,
poraź mnie prądem, czy coś, wtedy zapamiętam.- twarz dziewczyny wykrzywiła się
w paskudnym grymasie. Była na siebie zła i zżerały ją wyrzuty sumienia.
Jakby w odpowiedzi na jej wywód, rosnący mniej więcej
półtorej metra na przeciwko gęsty krzak, zaczął głośno szeleścić. Oboje wraz z
lwiątkiem z trwogą spoglądali na ruszające się listki, z których w końcu
wyłonił się błyszczący różowy dziób, następnie czarna głowa w kształcie nuty
(konkretnie ósemki), para niebiesko-żółtych skrzydeł, a na końcu zielony tułów,
zakończony ogonem przypominającym metronom. Bystre ślepia pokemona patrzyły
prosto na zaskoczoną parę, która nie mogła uwierzyć własnym oczom. Grace wyjęła
PokeDex, by upewnić się, że nie ma omamów.
Chatot – używa swojego ogona jak metronomu, by zachować rytm. Jego
język jest jak język człowieka, dlatego łatwo uczy się ludzkiej mowy. Potrafi
naśladować krzyki innych pokemonów, tak by myślały, że jest jednym z nich i nie
atakowały go.
Papuga ukłoniła się nisko, po tym jak głos w encyklopedii
ucichł. Stwierdziła, że pomarańczowe urządzenie, to świetna pomoc w
przedstawieniu się nieznajomym. Bez skrępowania podeszła bliżej i wgramoliła
się na kolana młodej trenerce, zajmując miejsce obok Shinx’a. Następnie zaczęła
domagać się pieszczot, podkładając swoją głowę pod jej dłoń. Dziewczyna w
dalszym ciągu nieco oszołomiona, próbowała odzyskać trzeźwość myśli. Tym razem
nie może przepuścić takiej okazji. Jeśli nie zdoła zaprzyjaźnić się z ptakiem i
nie namówi go do pomocy, to choćby siłą wciśnie go do PokeBalla.
-To prawda, co mówił PokeDex? Potrafisz mówić?- zapytała próbując
przełamać pierwsze lody, na co Chatot wyraźnie nie miał nic przeciwko.
-Mówić, mówić!- zaskrzeczał radośnie, chwaląc się
umiejętnością.
-Szkoda, że mój Persian tego nie potrafi.- stwierdziła z
wymuszonym uśmiechem. –Nie przechodził tędy wielki, biały kocur z klejnotem na
głowie?- zapytała z nadzieją, że ptak coś widział, lecz ten rozłożył skrzydła w
geście bezradności. Grace zagryzła zęby i drążyła dalej.
-Co robiłeś w tych krzakach? Chyba nie jesteś stąd, skoro
nie boisz się ludzi.- domyśliła się, że Chatot nie wyleguje się w ciernistej
roślinie dla przyjemności, a raczej chowa przed czymś, lub przed kimś. Może zna
odpowiedzi na nurtujące ją pytania.
-Porwano mnie! Porwano mnie!- wykrzyczał rozemocjonowany
ptak, tak energicznie trzepocząc skrzydłami, że stracił równowagę i sturlał się
na ziemię. Szybko wstał, lecz było widać, że trochę kręci mu się w głowie.
-To znaczy, że jesteś jednym z pokemonów skradzionych z
Centrum Pokemon w Jubilife!? Widziałeś złodziei? Mieli na ubraniach jakiś
symbol?- pytała raz za razem podniecona Grace.
-„R”! Mieli „R”! Źli ludzie! Bardzo źli ludzie!- ptak
odpowiedział niemal krzycząc.
-Czyli to jednak prawda.- dziewczyna poczuła nieopisaną
satysfakcję faktem, że udało jej się dociec prawdy i to pewnie jako pierwszej.
Zespół R ograbił szpital z pacjentów, a potem uciekł do
lasu, przy okazji niszcząc co popadnie. Wystraszone pokemony pochowały się albo
uciekły, dlatego żadnego nie można zobaczyć. Jedno tylko się nie zgadzało. Co
tu robi ten Chatot? Powinien teraz spoczywać zamknięty w PokeBallu, gdzieś na
dnie wielkiego wora ze zdobyczami włamywaczy.
-Ale jakoś udało ci się od nich uciec.- poprosiła o
wyjaśnienia. Papuga mozolnie, lecz z zapałem starała się użyć swego wąskiego
zasobu słów do opisania tego, co się zdarzyło i by odpowiadać na każde zadane
pytanie. Gdy skończyła mówić, sytuacja przedstawiała się następująco:
Dzień przed porwaniem w Jubilife doszło do czegoś, co
można określić mianem „nielegalnych pojedynków ulicznych”, w których brało
udział wiele osób. Większość pokonanych, czy rozgonionych trenerów (w tym i
trener Chatota), oddała swoje ranne pokemony na leczenie do Centrum Pokemon,
ale z jakiegoś powodu nie zatrzymali się w lecznicy na noc.
W nocy Zespół R dostał się do budynku i ukradł PokeBalle,
z pokemonami, które były w trakcie kuracji leczniczej. Następnie rozdzielili
się, a trzech oprychów odpowiedzialnych za transport łupu, opuściło miasto
kanałami, ciągnącymi się pod ziemią. Gdy dotarli do swojej kryjówki w lesie, mieli
już przygotowane dziwne urządzenie, które sprawiało, że pokemon, którego
PokeBall został poddany jego działaniu, stawał się zły i agresywny. Zespół R w
swojej bezmyślności, przeprowadzili eksperyment na losowo wybranej kuli, w
której ku ich przerażeniu, siedział ogromny Snorlax. Przynajmniej takiego
stwora rozpoznał Chatot, gdy blondynka po usłyszeniu jego opisu wyszukiwała
potencjalnie pasujące gatunki pokemonów w PokeDexsie.
Snorlax wpadł w szał i nie można było go powstrzymać.
Zniszczył machinę Zespołu R i część PokeBalli, a większość skradzionych
pokemonów opuściła swoje kapsuły i uciekła jak najdalej od miejsca zdarzenia.
Nasz przyjaciel nie widział co się stało z Snorlax’em i Zespołem R, bo myślał
tylko o tym, by się gdzieś schować. Natomiast jeszcze długo po ukryciu się, słyszał
odgłosy szalejącego olbrzyma i krzyki dzikich pokemonów, uciekających przed
jego niszczycielską siłą.
-Czyli teraz wszystko jasne.- podsumowała Grace wykończona
wydobywaniem z Papugi informacji. Cieszyła się, że do zamkniętych w kulach
pokemonów, dochodzą bodźce z zewnątrz. Gdyby nie to, w wielu sprawach nie
byłoby żadnych świadków.
Pozostało pytanie, co dalej robić? Chodzenie po lesie nie
wchodzi w grę, jest szalenie niebezpieczne. Najlepiej byłoby posłuchać rady
Oficer Jenny i wrócić do domu, ale przecież nie można zostawić tu Persiana.
Po krótkiej naradzie Grace postanowiła, że cała trójka
wróci na polanę, tak by Chatot wiedział gdzie są i by był tam ktoś w razie
powrotu kocura. Papuga w tym czasie poleci go poszukać, a gdy zawiedzie, w
godzinę po wylocie, miała dołączyć do trenerki.
Jak ustalili, tak też zrobili. Kolorowy ptak wzbił się w
powietrze i bacznie rozglądał lecąc ponad lasem. Czasami, gdy znalazł dobry
punkt widokowy, zawisał w powietrzu, lub przysiadał na najwyższych gałęziach,
mogących go utrzymać, by niczego nie przeoczyć.
Wdawało mu się, że takiego Persiana nie trudno jest dostrzec,
bo jego lśniące i blade futro, mocno odstawało od ciemnego podłoża. Niestety
pokemon jakby rozpłynął się w powietrzu.
Wtem z oddali, do Chatota dobiegł głuchy trzask, jakby jakiś
drwal pchnął właśnie, wystarczająco mocno wyżłobiony pień, który złamał się i
upadł na ziemię. Towarzyszył temu dobrze znany papużce, niski ryk, a następnie
głośne dudnienie.
Gadającemu pokemonowi aż ciarki przebiegły po plecach.
Podleciał bliżej, by przekonać się, czy jego podejrzenia są prawdziwe. Niestety
tak. Snorlax, który do tej pory najwyraźniej spokojnie spał, wyłonił się jak z
podziemi, łamiąc przy tym kolejne drzewo. Rozwścieczony tym, że ktoś go obudził
i nie wykluczone, że wygłodniały, szedł przed siebie niczym czołg, demolując wszystko
co przeszkadzało mu maszerować w wybranym kierunku.
Chatot analizując właśnie ten kierunek, uświadomił sobie
coś przerażającego. Szary niedźwiedź sunął prosto na polanę, gdzie znajdowała
się Grace z Shinx’em. Jeśli ptak nie zdąży ich ostrzec, może się to bardzo źle
skończyć. Ile tylko miał sił w skrzydłach, pofrunął z powrotem ratować nowych
znajomych. Persian musiał poczekać.
***
Tymczasem rubino-oki również znalazł ślady po
niszczycielskim marszu Snorlax’a, lecz nie wiedział co o tym myśleć. Na
początku długo nie mógł na nic trafić, a gdy poczucie bezradności zaczęło
doprowadzać go do złości, w końcu uśmiechnęło się do niego szczęście.
Nie był jednak do końca przekonany czego szuka: czy
sprawcę zniszczeń, czy Strażników Jezior, bo idąc śladem dziur w ziemi,
połamanych gałęzi, powalonych drzew i potłuczonych jaj pokemonów, nabrał
przekonania, że to nie dzieło trzech irytujących go stworzeń. Wyraźnie wyczuwał
jeden i ten sam zapach.
Doprowadziło go to w głąb puszczy, gdzie drzewa i krzewy
rosły tak gęsto, że nie przepuszczały do niższych warstw lasu ani odrobiny
światła. Choć widział w ciemności niemal tak dobrze jak za dnia, to
przeciskanie się przez gęstwiny sprawiało mu duży dyskomfort. W końcu
stwierdził, że miarka się przebrała. Nie dość, że jest cały podrapany, to
jeszcze od całodziennego przemieszczania się o własnych siłach, zaczęły boleć
go łapy. Kocur położył się na ziemi w miejscu gdzie stał, wodząc wzrokiem po zdewastowanych
roślinach.
Nagle zdał sobie sprawę, że znalazł się w samym środku
pobojowiska i wszystkie drzewa dookoła niego noszą ślady walki. Poderwał się na
równe nogi i zbadał teren wokół, zataczając pełne koło. Odkrył, że właśnie
zabrnął w ślepą uliczkę, nie mogąc stwierdzić, w którą stronę poszedł obiekt,
który tropił, ani czy przebyta trasa przybliżała go do niego, czy wręcz
przeciwnie.
Zmęczony i wściekły sam nabrał ochotę na niszczenie czego
popadnie. Zamiast marnować czas na szukanie igły w stogu siana, powinien zostać
z przyjaciółką i bronić ją w razie potrzeby na miejscu. Chcąc rozładować emocje,
kocur upatrzył sobie chude, pozostające w całkiem dobrym stanie drzewo i już
miał zatopić w nim swoje pazury, gdy mały błękitny stworek z żółtą głową ozdobioną
czerwonym, owalnym klejnotem zagrodził mu drogę i przy okazji wystraszył na
śmierć.
Persian cofnął się o kilka kroków i przygotował do ataku,
lecz poczuł, że za jego plecami pojawił się kolejny stwór. Obrócił się
gwałtownie i ujrzał podobnego pokemona, mającego jednak różową, mniej okrągłą
głowę i duże, żółte ślepia. Na koniec dołączył do nich ostatni, niebiesko-głowy
pokemon, otaczając go ciasnym kręgiem.
Kot przytłoczony obecnością tria, instynktownie próbował
się bronić. Jego oczy zaświeciły na żółto, a następnie uwolnił ze swojego ciała
potężny pocisk energii elektrycznej, kierując go ku górze, tak aby trafić we
wszystkie trzy lewitujące pokemony na raz.
Te zrobiły jednak unik i używając telekinezy unieruchomiły
Persa, zawieszając jakiś metr nad ziemią. On kompletnie stracił władzę nad kończynami
i choć ze wszystkich sił starał się szarpać i wyrywać, jego ciało nie słuchało
sygnałów wydawanych przez mózg. Uxie, Mespirit i Azelf stłoczyły się blisko
siebie, tak by wszystkie na raz, były dobrze widoczne.
-„Czego ode mnie chcecie!? Zostawcie mnie w spokoju!”- krzyczał
kocur, lecz nie uzyskał żadnej odpowiedzi. Zamiast coś powiedzieć, Strażnikom
Jezior oczy zajaśniały błękitnym blaskiem i prze dłuższą chwilę wpatrywali się
w Persiana, aż ten uspokoił się. Następnie ostrożnie odstawiły go na ziemię.
Pokemon nie do końca wiedział co właśnie się wydarzyło, a
właściwie, co trio mu zrobiło, lecz poczuł się tak jakby ktoś zapalił żarówkę w
jego umyśle. Legendy nigdy nie zamierzały zrobić mu nic złego, ani niepotrzebnie
nękać, a jedynie chciały poznać go i Grace.
Gdy pomyślał o przyjaciółce, ogarnęło go nagle nieodparte
przeczucie, że w tym momencie grozi jej ogromne niebezpieczeństwo i powinien
czym prędzej wracać.
-Dziękuję.- wyjąkał niepewnie i ruszył w drogę powrotną,
mając nadzieję, że zdąży dobiec do polany, nim stanie się coś złego.
***
Blondynka z Sandgem nigdy nie należała do osób, które
potrafią siedzieć bezczynnie, kiedy mogą w tym czasie zrobić coś pożytecznego,
pomóc, lub wyręczyć innych. Idąc w gości, zwrot „czuj się jak u siebie”,
znaczył dla niej tyle co „pomóż obrać ziemniaki, nakryj do stołu, lub pozmywaj
po kolacji”. Czekając na wieści o swoich pokemonach, zdążyła rozpalić ognisko,
nakarmić Shinx’a porcją poke-chrupek, rozłożyć śpiwór i wyszykować się do
spania. Bezczynność doprowadziłaby ją do szału, a tak miała chociaż czym zająć
myśli.
Analizowała wnikiliwie sytuację i po rozważeniu różnych
opcji, postanowiła przenocować na polanie. Było już grubo po północy i powrót
do miasta nie miał najmniejszego sensu, nawet jeśli Persian odnalazłby się w
wyznaczonym na poszukiwanie czasie. Zmienianie obecnego położenia również
wydało jej się nierozsądne. Tak jak w dzień bezpieczniej czuła się przy głównej
drodze, tak w nocy wolała nie narażać się na potrącenie przez pojazd,
potencjalnego imprezowicza, wracającego z melanżu w stanie dalekim od ideału.
Nie od dziś było wiadomo, że na obrzeżach Twinleaf,
uważanego przez mieszkańców metropolii za wiochę zabitą dechami, znajdował się
popularny klub, do którego w każdy weekend ciągnęły tłumy młodzieży chcącej
trochę się zabawić. Dziewczyna choć mocno stroniła od tego typu rozrywek, miała
wielu znajomych, którzy znali drogę 201 niemal na pamięć, z ich długich wypadów
do klubu i jeszcze dłuższych powrotów do Sandgem. Dali by oni wiele za
możliwość przyspieszenia czasu, skończenia szkoły i wyjechania do stolic
kulturowych Sinnoh, gdzie takich klubów było na pęczki.
Grace siedziała oparta o głaz z twarzą wpatrzoną w
płomienie ogniska i co chwila zerkała na zegarek kieszonkowy. Godzina minęła i
Chatot powinien już wrócić. Shinx, który siedział jej na kolanach, czuł, że
ruchy trenerki stają się coraz bardziej nerwowe. Sam nasłuchiwał uważnie, nie
chcąc przegapić pojawienia się ptaka.
Zaczął jednak wiać zimny wiatr, który poruszał koronami
drzew, tworząc przy tym upiorną atmosferę. Szelest liści był jednym z
pierwszych wyraźnych odgłosów, jakie dało się dzisiaj usłyszeć w wyludnionym
lesie, dlatego Grace i Shinx mimowolnie skupieni na nim, nie zauważyli powrotu
papugi. Ta wylądowała na skale, która służyła blondynce za oparcie, lecz ze
zmęczenia nie mogła utrzymać się na kamieniu i spadła z niego prosto w ramiona
dziewczyny.
-Co się stało?!- zapytała ptaka, który próbował złapać
oddech.
-Trzeba uciekać! Szybko! Szybko!!- wyskrzeczał, gdy względnie
uspokoił się. Widząc jednak zdezorientowaną minę trenerki, wziął głęboki oddech
i z całej siły wrzasnął. -Snorlax tu idzie!!-
Na to hasło dziewczynę zalał zimny pot. Niby słyszała
słowa pokemona, lecz przez pierwsze sekundy nie docierały one do niej.
Otrząsnęła się widząc w oczach jej podopiecznych strach. Musi dawać pokemonom
dobry przykład i zachować zimną krew, bo jeśli ten olbrzym naprawdę tu
przyjdzie i nie zdążą się schować, to właśnie one będą jedyną deską ratunku.
Jak porażona prądem, Grace doskoczyła do śpiwora i poczęła
zwijać go niechlujnie. Już miała załadować zwitek do plecaka, gdy zamek się
zaciął, zmuszając ją do szarpania się z nim i tracenia cennych minut. Shinx
zajął się gaszeniem ogniska, tylnymi łapkami zasypując płomienie z równą wprawą,
z jaką zakopywał swoje kupki. Chatot bezradny, dopingował znajomych i poganiał
jak tylko potrafił. Choć miał ochotę uciekać natychmiast, to wiedział, jak
ważny jest dla trenerów ich dobytek.
Zamek w końcu puścił, lecz ulga jaką poczuła blondyna,
trwała dosłownie kilka sekund. W tym samym momencie po lesie rozległo się
niskie dudnienie. Wyraźnie dało się rozpoznać, że coś wielkiego lezie, stąpając
ciężko po ziemi i zbliża się do nich z każdym krokiem. Kilka chwil później
dudnieniu towarzyszył trzask łamanych gałęzi, a w końcu i groźny ryk.
Blondynka zdążyła założyć plecak i wziąć swoje pokemony na
ręce, gdy zza drzew wyłonił się gigantyczny, szaro-zielonkawy niedźwiedź z okrągłym
kremowym brzuchem, małymi oczkami i ostrymi, białymi kłami wystającymi cały
czas z jego paszczy. Grace widziała nie raz te pokemony w telewizji, lecz ten
różnił się od pozostałych – był dużo większy, po za tym miał zmarszczone czoło
i napięte mięśnie, co sugerowało, że jest rozwścieczony.
Snorlax rozejrzał się po polanie, zdziwiony wolną
przestrzenią, którą odkrył i tym, że nagle nie napotyka na swej drodze zbędnych
przeszkód. Prędko dojrzał skamieniałą ze strachu trenerkę i wciągnął łapczywie
powietrze, próbując poczuć jej zapach. Najwyraźniej nie spodobał mu się, bo
ryknął głośno i ruszył w jej stronę, gotowy do ataku.
Dziewczyna w popłochu podbiegła do największego głazu i
schowała się za nim tuląc w ramionach Shinx’a i Chatota. Nie umknęło to uwadze
olbrzyma, który nabrał powietrza w płuca i używając miotacza płomieni, cisnął wiązkę ognia prosto na głaz, który pod
wpływem temperatury stopił się nieznacznie. Gorąco uderzyło całą trójkę,
skuloną po drugiej stronie skały. Trzeba było szybko coś wymyślić, albo
naprawdę stanie się coś złego.
-Mam pomysł.- szepnął Chatot i nim ktokolwiek zdążył
zaprotestować, wytężając wszystkie siły, przeleciał przed głową niedźwiedzia
odciągając jego uwagę od towarzyszy. Snorlax próbował zaatakować miotaczem
płomieni kręcącą się wokół niego papugę, lecz ta sprawnie unikała ciosów.
Następnie z jej dzioba wydostała się piękna i kojąca melodia, od słuchania
której mięśnie rozluźniały się, a powieki robiły ciężkie. Grace rozpoznała atak
śpiewu i natychmiast zakryła uszy, każąc
lwiątku zrobić to samo. Jeśli poddadzą się działaniu tego usypiającego ruchu,
nie będą wstanie uciekać w razie konieczności.
Snorlax zastygł w bezruchu i słuchał występu ptaka. Trwało
to dłuższą chwilę, więc Chatot był święcie przekonany, że jego plan działa i
olbrzym zasnął. Kiedy przestał wykonywać utwór, ten otrząsnął się ze stanu, w
jaki wprawiła go melodia i zaryczał jeszcze głośniej, rozzłoszczony do granic
możliwości. Jego pięść oszroniła się i rozbłysła błękitnym światłem, a
następnie celnie i mocno trafiła w Chatota, powalając nieprzytomnego ptaka na ziemię.
Najwidoczniej efektu działania maszyny Zespołu R, nie dało się załagodzić tak
banalnym atakiem jak śpiew.
Shinx widząc wszystko, wyrwał się z objęć swojej trenerki
i podbiegł do papugi sprawdzić, czy nic jej się nie stało. Chciał obronić
nowego przyjaciela, dlatego by przestraszyć przeciwnika syczał i szczerzył
swoje drobne ząbki, a jego futro raz za razem połyskiwała wyładowaniami energii
elektrycznej. Grace przerażona pobiegła za nierozważnym lwiątkiem i osłoniła
swoim ciałem oba pokemony, dostrzegając kątem oka, że Snorlax szykuje już
kolejną lodową pięść. Mocno tuląc oba
stworki, zacisnęła oczy gotowa przyjąć uderzenie.
To jednak nie nastąpiło. Zaskoczona obróciła się o 180°,
widząc jak łeb niedźwiedzia bombardowany jest salwą kul zrobionych z czystego
mroku, do których fioletowe światło próbowało się wedrzeć cienkimi wiązkami.
Atak nie robił na olbrzymie żadnego wrażenia, lecz zwrócił jego uwagę na przybysza
wyzywającego go na pojedynek.
-To Persian!- jęknęła uradowana blondynka, widząc
szkarłatne oczy kocura, wyłaniające się z cienia jaki rzucał na niego Snorlax i
rozpoznając kulę cieni.
Niedźwiedź stanął oko w oko z przeciwnikiem, ryknął głośno
i rozpoczął serię ciosów lodową pięścią. Były one dalekie były od ideału, bo
kocur raz za razem odskakiwał od oszronionych łap. Jedyny problem polegał na
tym, że Snorlax miał w sobie nieskończone pokłady energii, czego nie można było
powiedzieć o zmęczonym kocie.
Ostatni atak trafił Persiana w żebra i wbił w podłoże. Ból
był kłujący i o tyle nieznośny, że chłód rozszedł się po ciele, blisko
najważniejszych organów. Należało szybko się rozgrzać, by nie dopuścić do
trwałych uszkodzeń. Pokemon zaczął biegać wokół szarego olbrzyma, tak by ten
nie był wstanie dobrze wymierzyć następnego ataku, przy okazji normując
temperaturę własnego ciała.
Kocur chciał sprawić, by Snorlax stracił równowagę, co
powoli mu się udawało. Niedźwiedź wodząc do tej pory wzrokiem za Persianem, zatrzymał
się gdy cały świat dookoła zaczął wirować, a jego nogi gięły się jakby zamiast
nich miał dwie sprężyny. To była szansa, nie do stracenia. Persian wziął długi
rozbieg, po czym wybił się tylnymi łapami doskakując do głowy przeciwnika i walnął
w nią z całej siły stalowym ogonem.
Odgłos uderzenia był ogłuszający. Snorlax runął na ziemię
i sprawiał wrażenie nieprzytomnego. Pers nie tracił czujności, nie dawała mu
spokoju myśl, że mimo wszystko za łatwo mu poszło. Niestety tego zdania nie
podzielał Shinx, który uradowany z widoku i wygranej rubino-okiego, chciał jak
najszybciej do niego podbiec.
Wtedy stało się coś czego kocur obawiał się najbardziej.
Niedźwiedź leżący do tej pory na plecach, podniósł cielsko do pozycji siedzącej
i wykonał swój najsilniejszy atak – hiper
promień. Z jego ust wydobyła się potężna wiązka energii, która pomknęła w
kierunku lwiątka, rozświetlając polanę na pomarańczowo. Persian widział to
wszystko jakby w zwolnionym tempie. Jednym susem doskoczył do Shinx’a i mocnym
kuksańcem zepchnął go z toru lotu promienia, przyjmując na siebie jego moc.
Zapadła cisza. Cała polana pokryła się pyłem, poderwanym w
powietrze przez siłę ataku. Gdy piach opadł, oczom Grace ukazała się
przerażająca scena. Oba walczące ze sobą pokemony leżały w bezruchu mocno
poturbowane. Snorlax dyszał i charczał, lecz nie miał siły nawet ruszyć palcem.
Wykonanie hiper promienia kosztowało go więcej energii niż, stracił od ciosów
kocura.
Rubino-oki leżał na boku i nie dawał oznak życia. Blondynka
i lwiątko podbiegli do niego, próbując za wszelką cenę go ocucić. Szturchańce i
nawoływania o diwo poskutkowały. Pokemon zaczął szybko i płytko oddychać, a
następnie otworzył oczy i z trudem usiadł, gapiąc się na niedźwiedzia
nieobecnym wzrokiem.
Ostatkiem sił poderwał się z ziemi i niczym zombi,
chwiejnym krokiem sunął ku olbrzymowi. Zatrzymał się tuż przed nim i zadał jeszcze
jeden cios. Jego ślepia rozbłysły na żółto, a wiązka prądu, którą z siebie
wydobył poraziła Snorlax’a i wstrząsnęła jego ogromnym ciałem. Atakiem piorunem wreszcie dobił
niedźwiedzia, pozbawiając go przytomności.
Kot zadowolony z siebie próbował wrócić do trenerki, ale
na to nie starczyło mu już siły. Grace widząc, że jej przyjaciel zaraz upadnie
podtrzymała go w ostatniej chwili i odciągnęła jak najdalej od szarego
pokemona. Przez tyle lat nie zdawała sobie sprawy, do jakich heroicznych
czynów, jest zdolny jej podopieczny.
-Muszę was szybko zabrać do szpitala. Wszystkich!-
podkreśliła, patrząc na opłakany stan papugi i kocura. Co jednak będzie jeśli
Snorlax się obudzi? Trzeba go najpierw jakoś zabezpieczyć. Tylko jak? Lina,
którą wzięła i tak jest za krótka na związanie takiego wielkoluda. Nadszedł
czas spróbować czegoś niekonwencjonalnego.
Grace odpięła od paska od spodni pusty PokeBall i rzuciła
w stronę niedźwiedzia mając nadzieję, że jeśli uda się jej go złapać, ten nie
sprawi więcej problemów, a i będzie można go łatwo przetransportować. Niestety
kula tylko odbiła się od niego, nie wypuszczając ze środka nawet
charakterystycznej, czerwonej wiązki światła. Nie ma się co dziwić. Snorlax
należał już do kogoś, a nie można złapać cudzego pokemona.
-Pozostaje nam uciekać.- powiedziała do lwiątka i wzięła
na ręce ranne stworki. Ich ciężar w połączeniu z jej wyczerpaniem sprawiły, że
dziewczyna nie mogła nawet wstać, a co dopiero przejść wiele kilometrów.
Próbowała raz za razem, lecz nic to nie dało. W końcu położyła je przed sobą i
w przypływie bezradności zaniosła się płaczem.
-To moja wina.- stwierdziła łkając, gdy nagle poczuła na
policzku czyjś kojący dotyk. Podniosła głowę i ujrzała, że nad jej głową
lewitują trzy stworzenia. Jak każda szanująca się, rodowita mieszkanka Sinnoh,
doskonale znała legendę o Strażnikach Jezior i od razu rozpoznała Uxie,
Mespirit, i Azelf. Nie mogła uwierzyć własnym oczom. Wydawało jej się, że śni,
a skoro to sen, to w nim wszystko jest możliwe.
-Pomóżcie. Proszę.- wyszeptała tylko, nie znajdując w tej
sytuacji lepszych słów. Pokemony popatrzyły wesoło po sobie i zgodnie pokiwały
twierdząco kolorowymi łebkami. Następnie rozdzieliły się i każde z nich zawisło
nad kimś innym.
Mespirit – władca emocji, postanowił zająć się Snorlax’em
i uwolnić go od gniewu. Położył łapkę na jego głowie i po chwili z twarzy
niedźwiedzia zniknął szpecący ją grymas. Pokemon stał się oazą spokoju,
oddychając równo i miarowo.
Uxie to samo zrobił z Persianem. Dotknął delikatnie
klejnotu kocura, a jego oczy zajaśniały. Grace nie wiedziała, co właśnie twórca
wiedzy zrobił jej przyjacielowi, lecz nie miała czasu się zastanowić, bo i na
nią przyszła kolej.
Azelf zawisł przy blondynce i popatrzył jej głęboko w oczy.
Znalazł w nich pokłady winy, niepewności oraz strachu i postanowił szybko cos z
nimi zrobić. Przywołał w jej głowie wspomnienia tego, co jej pokemony zrobiły
dla niej dzisiejszego dnia i wszystkie przygody jakie przeżyła wraz z Persem w
rodzinnym Sandgem. Dziewczyna uświadomiła sobie, że przyjaciele wierzą w nią i
ufają jej bardziej, niż ona sama sobie. Ukochany ojciec, a nawet profesor
Rowan, to osoby, na których może polegać, dlatego powinna czuć się pewnie i
cieszyć z możliwości podróżowania. Azelf podarował jej siebie i wolę do
działania, której nie zamierzała już nikomu oddawać.
Strażnicy Jezior usatysfakcjonowani swoimi poczynaniami,
postanowili zrobić ostatnią rzecz. Jak dzieci w przedszkolu bawiące się w
„kółko graniaste”, złapali się za ręce tworząc zamknięty krąg, wymieniając przy
tym wzajemnie energią. Kiedy ciałka każdego z nich zalśniły, wszyscy na polanie
poczuli falę przyjemnego, leczniczego ciepła, które sprawiło, że nieprzytomne
pokemony odzyskały siły.
Grace z niedowierzaniem patrzyła jak Chatot otwiera oczy i
przeciąga się leniwie, jakby zbudził się ze stuletniego snu i jak z boku
Posiana znika rana po lodowej pięści, a futro nadpalone hiper promieniem wraca
do poprzedniego stanu.
Snorlax’a również nie ominęła lecznicza terapia. Ocknął
się i usiadł przecierając łapą oczy. Ziewnął kilka razy, rozglądając po
okolicy. Za żadne skarby świata nie mógł sobie przypomnieć, jak znalazł się w
tym miejscu i kim są postacie, które widzi przed sobą. Na wszelki wypadek, by
upewnić się, że nie są niczym do zjedzenia, niezdarnie wstał i podszedł bliżej,
lecz ani człowiek, ani pokemony, nie pachniały apetycznie. Rozczarowany
odwrócił się na pięcie i jak gdyby nigdy nic pomaszerował w głąb lasu. Trenerka
nerwowo przełknęła ślinę, gdy niedźwiedź do niej podchodził, lecz odetchnęła
głęboko widząc jak oddala się i znika, przeciskając ostrożnie między drzewami.
Uxie, Mespirit i Azelf rozradowane zaczęły tańczyć i
wirować w powietrzu nad drużyną blondynki. Ta nie mogła wyjść z podziwu na
widok zdrowych podopiecznych. Co chwila dziękowała legendarnym pokemonom za
pomoc.
-Powiedzcie mieszkańcom lasu, że mogą już wyjść z ukrycia.
I niech nie boją się Snorlax’a!- poprosiła, widząc, że stworki zamierzają ją
opuścić.
Strażnicy jezior znowu bardzo jednomyślnie, pokiwali
twierdząco głowami dając do zrozumienia, że zaraz się tym zajmą. Następnie
pomachali Grace na pożegnanie i ustalając coś miedzy sobą, każdy poleciał w
zupełnie inną stronę.
Dziewczyna jeszcze przez jakiś czas wpatrywała się w
niebo, tam gdzie przed chwilą lewitowały legendarne pokemony. Podobno ukazują
się one tylko wyjątkowym osobom. Może dostrzegły w niej coś, czego ona sama nie
widziała? Oby odnalazła to w sobie podczas tej podróży. A skoro pierwszego dnia
tyle się wydarzyło, to co będzie dalej? Już nie mogła się na to doczekać!
***
W końcu wszystko było jak należy. Na samym środku polany,
w otoczeniu pięciu głazów płonęło niewielkie ognisko, przy którym w spokoju wygrzewało
się błękitne lwiątko, gadająca papuga i niebieskooka blondynka. Wszyscy
spokojni, najedzeni i niezwykle zmęczeni, po długim dniu.
Tylko Persian nie obudził się do tej pory. Jego
przyjaciółka nie zamierzała go budzić, bo po tym czego dokonał, zasłużył na
porządny wypoczynek. Wreszcie miała dowód na to, że jej ojciec mylił się co do
niego. Od zawsze czuła, że można na nim polegać. Może i zniknął
niespodziewanie, ale z pewnością miał ku temu ważny powód, jak zresztą każdej
innej nocy.
Kocur przebudził się w końcu w chwili, gdy jego trenerka
jeszcze nie zdążyła głęboko zasnąć. Ze snu wyrwały go trzaski i syczenie
wydobywające się z paleniska. Kiedy wstał i automatycznie zaczął się
przeciągać, przypomniał sobie, że stoczył dzisiaj walkę, dlatego zdziwiło go,
że nie jest obolały.
Rozejrzał się dookoła, napotykając wzrokiem na Grace,
Shinx’a i nieznajomego pokemona, którego zauważył walcząc z niedźwiedziem. Cała
trójka wyglądała na zdrowych, co niezmiernie go ucieszyło. Znaczyło to bowiem,
że Snorlax nie zdołał zrobić im krzywdy.
Blondynka, choć zaspana zauważyła, że kocur już nie śpi.
Bez namysłu wygramoliła się ze śpiwora, usiadła obok przyjaciela i nie zważając
na to, że nie przepada on za przytulaniem, obdarowała go jednym, mocnym
uściskiem.
-Byłeś niesamowity!- oznajmiła przepełniona dumą,
głaszcząc kota za uszami. Persian domyślał się, że jego trenerce chodzi o
walkę, lecz gdyby nie jego lekkomyślność, nie musiałoby do niej dojść. Pokornie
zwiesił głowę, unikając wzroku dziewczyny.
-Przepraszam, że zniknąłem bez słowa.- mruknął pod nosem
nieświadomy tego, że ta słyszy każde jego słowo. Grace popatrzyła zdumiona na
Persa, nie dowierzając własnym uszom. Stwierdziła, że albo ma omamy słuchowe,
albo jeszcze się nie rozbudziła.
-Możesz powtórzyć?- poprosiła pokemona, który dziwnie na
nią spojrzał.
-Przepraszam, że zniknąłem, gdy zbierałaś drewno.
Powinienem był zostać.- wyrecytował z niemal perfekcyjną dykcją, niskim i
ciepłym głosem.
Dziewczynie ze zdziwienia oczy urosły do rozmiarów
spodków. Gdy w pełni do niej dotarło, to co się dzieje z podekscytowania
zaczęła piszczeć i znowu rzuciła się z uściskiem na Persiana.
-Umiesz mówić! Uxie nauczył cię mówić!- wykrzykiwała raz
za razem, budząc tym Shinx’a i Chatota. Pokemony słysząc słowa blondynki,
otoczyły kocura gratulując mu nowej umiejętności.
Rubino-oki objął wzrokiem wszystkich swoich przyjaciół i
po raz pierwszy w życiu poczuł, że znalazł swoje miejsce na ziemi, że ma
rodzinę, o którą warto dbać. Obiecał sobie, że dopóki żyje włos im z głowy nie
spadnie. Był to winien trzem irytującym stworzeniom, które podarowały mu taki
wspaniały prezent. Nie może zawieść ich zaufania, oczywiście pod warunkiem, że
nie będą zawracały mu niepotrzebnie głowy. Chociaż… Jeśli czasem ich drogi się
skrzyżują, nie będzie miał nic przeciwko temu.