3 sierpnia 2015

Rozdział 2: Mowa jest srebrem, przyjaciele złotem

„Teraz Sinnoh” to najpopularniejszy program informacyjny, nadawany na ogólnodostępnym w całym regionie, kanale „Jubilife TV”. Kilka razy dziennie, w eter puszczane są najświeższe informacje o istotnych wydarzeniach z życia mieszkańców, a także (z czego program słynie najbardziej) relacje na żywo z wielkich imprez świata pokemon!
Główna reporterka wiadomości, niejaka Rhonda, wraz z resztą ekipy realizatorskiej, jeszcze nigdy nie odpuściła sobie uczestniczenia w Conteście, finałach Ligi Sinnoh, czy walce o tytuł Mistrza Regionu, traktując swoją pracę niemal jak misję. Przysporzyło jej to wielu fanów i popularność większą niż niejednemu liderowi sali.
Jej głos właśnie wybrzmiał z telewizora, który stał na kuchennym blacie, w niewielkim domu w mieście Sandgem. Pudło od kilkudziesięciu minut, towarzyszyło ojcu Grace przy robieniu zapasu kanapek swojej córce. Ta pakowała się na podróż, co dało się zauważyć, bo przez cały czas krzątała się po pokojach, pytając co chwila o lokalizację potrzebnej rzeczy.
Persian w tym momencie nie miał nic do roboty, gdyż Shinx został odwołany do PokeBalla, by nie przeszkadzać blondynce w pakowaniu. Kocur stwierdził, że też nie będzie wchodził trenerce w drogę i usadowił się w kuchni, licząc, że może któryś składnik kanapek, spadnie mu pod sam pysk. Słysząc charakterystyczną melodyjkę czołówki „Teraz Sinnoh” ożywił się nieco.
-„Witam Państwa serdecznie, w popołudniowym wydaniu wiadomości! Zaczynamy dziś od informacji dotyczącej wczorajszego włamania do Centrum Pokemon w mieście Jubilife. Najprawdopodobniej znamy już sprawców! Według niepokojących doniesień, w naszym regionie pojawiła się groźna organizacja przestępcza zwana „Zespołem R”!- oznajmił przejmująco prezenter programu, chcąc maksymalnie przykuć uwagę widzów na tym, co miał zamiar powiedzieć.
-„Znani są z próby przejęcia władzy w odległym od nas Kanto i Johto, lecz przez ostatnie kilka miesięcy nie zanotowano ich aktywności nigdzie na świecie. Wszystko jednak wskazuje na to, że teraz na celownik obrali sobie Sinnoh! Więcej szczegółów posiada nasza, wspaniała reporterka Rhonda, która jest na miejscu przestępstwa, o popełnienie którego podejrzewa się właśnie Zespół R!”-
-„Dokładnie tak.”- przytaknęła kobieta. –„Znajduję się właśnie w Jubilife, gdzie wczoraj w nocy doszło do włamania i ograbienia lokalnego Centrum Pokemon z wszystkich znajdujących się w nich pokemonów. Z informacji przekazanych mi przez policję wynika, że na nagraniach z monitoringu widać jedynie grupę kilkunastu, osób w uniformach podobnych do tych, jakich używa Zespół R, lecz przez smołę, którą Koffingi należące do włamywaczy pokryły obiektywy kamer, nie można tego zweryfikować. Zadziwia profesjonalizm sprawców, którzy dokonali włamania nie pozostawiając żadnych śladów, ani świadków zdarzenia. Siostra Joy będąca na miejscu cały czas, zeznała, że w pewnym momencie poczuła dziwny zapach, po którym zrobiła się senna. Gdy obudziła się rano, jej pacjentów już nie było! Możliwe, że przestępcy użyli pokemonów, znających atak usypiający proszek.”-
-„Powiedz nam, czy wiadomo coś o miejscu pobytu, lub kierunku ucieczki Zespołu R?”- zapytał prezenter ze studia telewizyjnego.
-„Policja niestety ma problemy z ustaleniem czegoś konkretnego. Możliwe, że złodzieje rozpierzchli się w różnych kierunkach i dalej są w okolicy, lub od razu przemieścili się do swojej kryjówki. Prowadzi się intensywne poszukiwania, a teren wokół patroluje, lecz każdy, kto będzie cokolwiek wiedział w tej sprawie, proszony jest o kont…”- tu porywający monolog Rhondy został przerwany przez ojca Grace, który nagle zmienił kanał.
-Co za populistyczne brednie!- skomentował. –Boli ich to, że przez drugi dzień nie mogą znaleźć grupy wyrostków, którzy wystrychnęli ich na dudka, dlatego straszą nas jakąś mafią i udają, że coś robią!- parsknął zniesmaczony i pogłośnił aktualnie lecący program.
-O! Powtórka tegorocznej Srebrnej Konferencji!- ucieszył się widząc walkę między dwojgiem młodych trenerów, starających się zdobyć tytuł Mistrza Regionu Johto. Wracając do przerwanej czynności, jednym okiem patrzył na pojedynek, w którym Quilava niskiej, rudowłosej dziewczynki z warkoczykami, dawała niezłego łupnia Phanpy’emu jej oponenta – chłopakowi w biało-czarnej czapce z daszkiem, jasnych dżinsach i Pikachu kibicującemu mu zza pleców.
Persian przyglądał się temu wszystkiemu jednym okiem, lecz nie okazywał większego entuzjazmu.
-„Po co ci ludzie patrzą na jakieś hałaśliwe telewizory, skoro na zewnątrz, są zazwyczaj dużo ciekawsze widoki?”- mruknął kierując swój wzrok na okno, co czynił zazwyczaj, gdy miał ochotę podumać w spokoju. Niemałe było jego zaskoczenie, gdy zza firanki ozdabiającej futrynę, wystawała żółta głowa stworzenia kształtem przypominającego jednego z pokemonów, które odwiedziły go dzisiaj w nocy. Wyraźnie uradowana, starała się dojrzeć co porabiają mieszkańcy domu.
Kocur poderwał się na równe nogi i błyskawicznie wskoczył na parapet, chcą upolować irytującego go osobnika. Nie przemyślał jednak dobrze swojego ruchu, co uświadomił mu huk, jaki rozległ się w pomieszczeniu, gdy uderzył swoim czołem, a konkretniej znajdującym się na nim klejnotem w szybę, płosząc przy tym intruza.
-Persian co ty wyprawiasz?!- wrzasnęła Grace stając w drzwiach kuchni, widząc jak jej przyjaciel atakuje okno. –Możemy już wyruszać!- oznajmiła w czasie, gdy kocur starał się otrząsnąć z oszołomienia. Rzadko zdarzały się mu takie „blond momenty”, lecz gdy już do jakiegoś doszło, pokemon dokładał wszelkich starań, by nie powtórzył się nigdy więcej.
-Będę tęsknić.- powiedziała blondynka, podchodząc do ojca i obdarowując go długim uściskiem.
-Ja też.- odparł mężczyzna. –Uważaj na siebie.- dodał mając w uszach słowa prezentera z „Teraz Sinnoh”. Gdzieś w środku męczyły go obawy o bezpieczeństwo córki, lecz starał się je zagłuszyć, przekonując sam siebie do swojej teorii.
-„Oby w istocie, był tylko populistyczny bełkot…”-

***

Aby dotrzeć do Jeziora Prawdy, należało udać się na zachód drogą 201, która praktycznie na całej swojej długości biegła przez las. Był to ważny szlak komunikacyjny dla mieszkańców niewielkiego miasteczka Twinleaf, które znajdowało się jakieś dziesięć kilomentów od Sandgem i nieco ponad pięć od wspomnianego akwenu. Często można było spotkać w okolicy trenerów z obu miejscowości, którzy zapuszczali się tu, by trenować, lub złapać jakiegoś pokemona do drużyny. Dziś jednak las nie był zbyt towarzyski, bo po za Grace i Persianem nie dało się tam spotkać nikogo innego.
-Chyba wszystko wzięłam...- zastanawiała się dziewczyna i zaczęła wymieniać zawartość swojego plecaka. Gdyby czegoś zapomniała, mogła się jeszcze wrócić do domu.
-Śpiwór, koc, zapas bielizny, strój na chłodniejsze dni, sukienka, której pewnie nie założę, parasol, lekarstwa, scyzoryk, lina, zestaw do szycia, przynęta...- wyliczała.
Persian praktycznie nie słuchał trenerki. Widok podejrzanego pokemona, całkowicie wytrącił go z równowagi. Czuł na sobie jego wzrok, a właściwie wzrok całej trójki podejrzanych stworzeń. Zdawał sobie sprawę, że może trochę przesadza, ale nie mógł się pozbyć złych przeczuć. Coś w tym lesie musi być nie tak, skoro po pół godzinie marszu, nie dostrzegł, ani nie usłyszał odgłosów ŻADNEGO pokemona, choćby to był jedynie świergot ptaków. Pytanie tylko, czy to przez te trzy pokemony, czy może przez Zespół R? Kocur postanowił jak najszybciej rozwiązać tę zagadkę.
Grace również zauważyła brak pokemonów, choć nie przyszło jej do głowy, by powiązać ten fakt z czymś niepokojącym. Występowanie pokemonów zależy przecież od tylu różnych, naturalnych czynników: pory roku, pory dnia, pogody, faz księżyca. Może akurat wszystkie te rzeczy nie współgrają ze sobą. Niemniej była zawiedziona, bo miała ochotę wypróbować umiejętności nowego podopiecznego, z jakimś mało wymagającym przeciwnikiem, a przynajmniej mniejszym gabarytowo od Persiana.
Po kilkunastu minutach marszu i wypatrywania potencjalnego sparing-partnera dla Shinx’a, wreszcie szczęście się do niej uśmiechnęło.  Między drzewami w oddali niepewnym krokiem przechadzał się Starly – pokemon szpak, który wydał się blondynce idealny. Gdy odległość między nimi zmniejszyła się, Grace postanowiła rzucić mu wyzwanie.
Widząc to, kocur ubiegł trenerkę i paroma susami doskoczył do zdziwionego Starliego. Przycisnął go swoją łapą do ziemi i unieruchomił. Miał zamiar wyciągnąć od niego jakieś informacje i choć wiedział, że może to nienajlepsza metoda nawiązywania znajomości, to jednak bał się, że przez walkę pokemon albo ucieknie, albo nie będzie wstanie rozmawiać.
-„Wybacz, że jestem taki „szorstki”. Zapewniam, że nic ci nie zrobię.” - zaczął, próbując przybrać przyjazny ton i poluźnił uścisk. –„Może wiesz dlaczego nie ma w tej okolicy żadnych pokemonów? Stało się tu coś złego? Wyglądasz na takiego, co coś wie.”- uśmiechnął się figlarnie, lecz nie zrobiło to na trzęsącym się ze strachu maluchu najlepszego wrażenia.
Starly trzepocząc energicznie skrzydłami, wyswobodził się z kleszczy rubino-okiego, lecz zanim zdążył odlecieć, został zatrzymany przez Grace, która opatrznie zrozumiała zamiary swojego pokemona. Była przekonana, że przytrzymuje on szpaka, by ułatwić jej walkę. Szybko wypuściła elektryczne lwiątko z PokeBalla i wydała mu pierwszą komendę.
-Shinx iskra!- krzyknęła, a kociak wydobył z siebie ładunek elektryczny, który w formie błękitnej poświaty, otoczył jego ciało. Następnie pobiegł w stronę Starliego i zaatakował go całą nagromadzoną energią, która przeszyła szpaka, a następnie pobiegła dalej w głąb ziemi.
Mimo przewagi typów, iskra nie wyrządziła większych uszkodzeń, bo była zbyt słaba. Szpak poczuł się zagrożony i w panice zaatakował skrzydłem. Na szczęście, ruch roztrzęsionego pokemona chybił.
-Powtórz atak!- rozkazała Grace, co lwiątko posłusznie zrobiło. Tym razem udało mu się wygenerować większą moc i celniej trafić. Miało to wymierny skutek, bo Starly nie był wstanie dłużej wzbić się w powietrze, a przy każdym ruchu czuł bolesne skurcze mięśni.
-Dobij go!- rzuciła blondynka, a Shinx wziął długi rozbieg i nabrawszy prędkości uderzył w przeciwnika. Siła odrzutu sprawiła, że ten padł nieprzytomny na ziemię metr dalej.
-Udało ci się! Wygrałeś!- oznajmiła uradowana Grace i schyliła się, by pogłaskać podopiecznego po głowie. Lew jednak nie mógł pojąć, dlaczego to już koniec. By dać trenerce do zrozumienia, że powinna w tym momencie użyć PokeBalla, zaczął wiercić się i piszczeć. Blondynka wprawdzie zrozumiała o co chodzi, lecz nie zamierzała go posłuchać. Była dość wybredną osobą i nie chciała łapać pospolitych pokemonów, a na pewno nie takich, które licznie występują w jej okolicach. Shinx wprawdzie zaliczał się do tej grupy, lecz w jego przypadku dziewczyna zrobiła wyjątek, bo z oczywistych względów czuła sympatię do kotowatych. Mimo to, bała się zranić jego uczucia.
-Spokojnie, nie będziemy go łapać.- stwierdziła łagodnie i ku zdziwieniu lwiątka, ostrożnie wzięła szpaka na ręce. –Trzeba go jak najszybciej zabrać do Centrum Pokemon.- skwitowała.
Grace nie zdążyła zrobić nawet jednego kroku, gdy do uszu całej trójki dobiegł dźwięk przypominający warkot silnika, który z każdą sekundą stawał się coraz głośniejszy. Shinx zląkł się i skulił tuż przy nodze trenerki, a Persian wyprężył jak nigdy i wyskoczył przed przyjaciółkę i lwiątko gotowy do ataku. Chwilę potem, zza zakrętu wyłonił się znany w całym regionie motocykl, na którym jechała niejaka Oficer Jenny – funkcjonariusz Policji w Sinnoh. Widząc zgromadzenie, płynnie zatrzymała się i zsiadła z pojazdu.
-Co tu się stało!?- spytała zdziwiona i zmarszczyła brwi, gdy zauważyła nieprzytomnego Starliego na rękach blondynki i kocura z najeżoną sierścią łypiącego oczami w jej stronę. –Dlaczego tren maluch jest w takim stanie?-  dodała ostro.
Grace oszołomiona, zdecydowanie nie czuła się komfortowo w zaistniałej sytuacji, którą dodatkowo pogarszał Persian, jeszcze bardziej jeżąc się na widok funkcjonariusza policji. Dziewczyna nakazała mu się natychmiast uspokoić, po czym pospiesznie zaczęła się tłumaczyć.
–To nic takiego. Stoczyłam z nim przed chwilą mały pojedynek i właśnie miałam zabrać go do Centrum Pokemon.- wyjaśniła wskazując na szpaka, mając nadzieję, że nie zostanie zatrzymana. Niby nie zrobiła nic złego, lecz mina policjantki nie nastrajała optymistycznie.
-Już myślałam, że ktoś was zaatakował, albo, że co gorsza znalazłaś tego biedaka na ziemi w takim stanie.- Jenny uśmiechnęła się wymuszenie i złagodziła ton, choć dalej była zmartwiona. Blondynka nieco skołowana, dla pewności, pokiwała jeszcze przecząco głową. Sprawianie dobrego, pierwszego wrażenia najwyraźniej nie wychodziło jej dzisiaj najlepiej.
-Właściwie to jak masz na imię i co tu robisz?- zapytała policjantka mierząc dziewczynę wzrokiem od stóp do głów. –Nie wiesz, że Zespół R może grasować w tych lasach i radzi się mieszkańcom okolicy unikać opuszczania swoich miast?-
-Zespół R?!- wypaliła Grace nie kryjąc zdziwienia. Nie raz czytała o tej organizacji, ale do głowy by jej nie przyszło, że może natknąć się na nich parę kilometrów od domu. Sinnoh wśród innych regionów, szczyciło się prawie zerowym odsetkiem przestępczości zorganizowanej, do czego obywatele zdążyli się już przyzwyczaić. W Kalos był Zespół Flare, w Hoenn rywalizowały ze sobą organizacje Aqua i Magma, w Kanto i Johto panował Zespół R, a w Sinnoh... NIC! Naturalne jest więc, że reakcja ludzi była dwojaka: albo wpadali w panikę i barykadowali swoje domy, albo nie dawali wiary pogłoskom i żyli jak gdyby nigdy nic.
-Nie mów mi, że nie słyszałaś o włamaniu do Centrum Pokemon w Jubilife! Przecież policja i media, informują o tym cały dzień!- ponownie uniosła się policjantka, tak jakby dziewczyna z którą rozmawia nie wiedziała tak oczywistych rzeczy, jak to, że rok ma dwanaście miesięcy, a Pikachu to elektryczna mysz.
-Cały poranek spędziłam w laboratorium profesora Rowana, a popołudnie na pakowaniu się, więc nie miałam czasu na słuchanie wiadomości.– Grace oznajmiła stanowczo, broniąc się przed oskarżycielskim tonem. –Skąd miałam wiedzieć, że jest niebezpiecznie?- dodała na koniec, już nieco spokojniej.
-Masz rację, przepraszam.- stwierdziła policjantka i westchnęła ciężko, ukrywając twarz w dłoni.- Musisz być jednym z trenerów, którzy dostali dzisiaj startera. Wybacz, że o tym nie pomyślałam, ale twój wiek, no i Persian mnie zmyliły.- powiedziała spoglądając na kocura, który zastygł w bezruchu tuż przy nodze Grace, lecz nie spuszczał oczu, ani z funkcjonariuszki, ani tym bardziej z ptaka.
-Po za tym, nie spodziewałam się tutaj żadnego z was. Zazwyczaj nowi trenerzy idą od razu drogą 202 do Jubilife. Tamtejsza policja została poinstruowana przez profesora Rowana, żeby nie niepokoili młodych trenerów. Swoją drogą uważam, że powinien wam zabronić wałęsania się po Sinnoh w takich okolicznościach, a przynajmniej poinformować o ryzyku.- dodała, a jej mina wskazywała na to, że gdy tylko spotka staruszka, na pewno przemówi mu do rozumu.
-Przez to włamanie...- kontynuowała. -Wszystkie okoliczne patrole dostały nieźle popalić, a funkcjonariusze stali się nerwowi. Przeczesujemy las w poszukiwaniu przestępców i musimy sprawdzić każdą podejrzaną osobę. Nie zrozum mnie źle...- powiedziała dostrzegając wyraz twarzy Grace będący pomieszaniem zniesmaczenia i zaskoczenia. -Ale widząc tego Starliego, bałam się, że padł ofiarą Zespołu R.- wyjaśniła.
-Może coś w tym jest.- dziewczyna zamyśliła się na moment, starając puścić aluzję, jakoby była podejrzaną osobą, mimo uszu. –Kiedy go zauważyłam, nie siedział na gałęzi, ani nie leciał, tylko chodził niepewnie po ziemi. I dość łatwo dał się pokonać. Ktoś mógł go wcześniej osłabić.- Gdy trenerka uświadomiła sobie to, zawstydziła się i popatrzyła na szpaka, czując wyrzuty sumienia. Zamiast z nim walczyć, powinna była mu pomóc.
-Czy dlatego nie widać w lesie żadnych pokemonów? Zespół R mógł je wyłapać?- zapytała nagle analizując sytuację.
-Wątpię.- odrzekła Jenny. –To nie w ich stylu łapać słabe, dzikie pokemony, a nawet jeżeli zmieniliby zdanie, nie okradali by wtedy Centrum Pokemon. Możliwe, że jeśli są w tym lesie i natknęli się na jakiegoś dzikiego, nieprzychylnego im pokemona, to walcząc z nim, wypłoszyli pozostałe gatunki.- wyjaśniła. –Myślę natomiast, że ten maluch będzie to wiedział.- stwierdziła, i z powrotem usadowiła się na motocyklu, gestem dłoni zapraszając dziewczynę, by usiadła za nią.
-Wracałam właśnie z Twinleaf. Informowałam mieszkańców o zagrożeniu, a teraz jadę do Sandgem. Mogę cię podrzucić do Centrum Pokemon jeśli chcesz.- stwierdziła i po raz pierwszy uśmiechnęła się przyjaźnie do Grace. Ta bez wahania odwołała Shinxa do PokeBalla i wsiadła na jednoślad.
Gdy Jenny rozgrzewała silnik, a Persian niechętnie szykował się do biegu, warkot pojazdu rozbudził nieprzytomnego dotąd Starliego, który ujrzawszy blondynkę momentalnie zaczął szamotać się i dziobać ją, by wyswobodzić się z objęć dziewczyny. Ta starała się trzymać go delikatnie, by nie sprawiać mu więcej bólu, dlatego gdy szpak dziobnął ją w rękę, wypuściła go jak poparzona i tylko błyskawiczna reakcja policjantki sprawiła, że Starly nie rąbnął głową o ziemię.
-Niezły chwyt.- stwierdziła Grace, patrząc ze smutkiem jak ptaszek stara się ukryć przed nią, wtulając w ramiona Jenny.
-Chyba lepiej będzie, jak sama odwiozę go do lekarza.- oznajmiła patrząc na reakcję malca i pogłaskała go po głowie, próbując uspokoić.
-Chyba tak. Musiał się mnie przestraszyć, gdy z nim walczyłam.- dziewczyna zwiesiła głowę i zsiadła z motocyklu.
-Nie przejmuj się, jemu nic nie będzie.- policjantka stwierdziła pogodnie. -A jeśli martwisz się, czy wszystkie pokemony tak reagują, to wierz mi, że nie. Jeszcze z niejednym uda ci się zaprzyjaźnić.- dodała.
–Jeśli mogę ci jednak coś poradzić, to lepiej wróć do domu i siedź tam dopóki nie zrobi się bezpieczniej. Śledź na bieżąco informacje. Na pewno wkrótce uda nam się dorwać Zespół R.- zakończyła poważnie.
-Dzięki za radę.- mruknęła blondynka, co nie wskazywało na to, by miała się do niej zastosować, po czym zrobiła kilka kroków w bok, żeby spaliny z policyjnego motocykla nie buchnęły w jej stronę.
Persian widząc, że jego potencjalne źródło informacji jakim był szpak zaraz odjedzie, a on zostanie z kwitkiem, zagrodził policjantce drogę nim ta dodała gazu. Jeśli nie prośbą, to może groźbą wyciągnie coś ze Starliego. Przybrawszy najstraszniejszą minę na jaką go było stać, zaczął przeraźliwie miauczeć coś do ptaka, czego oczywiście obie kobiety nie mogły zrozumieć.
-„Co się stało z pozostałymi pokemonami? Kto was zaatakował!?”- kocur warknął przeraźliwie, na co Starly zaniósł się głośnym płaczem.
-„Tamten pokemon zniszczył mi gniazdo! Chociaż ty nie rób mi krzywdy!- lamentował.
-Persian dosyć!- Grace wrzasnęła nagle i energicznie pociągnęła swojego pokemona za ogon, myśląc, że chce rzucić się na Oficer Jenny, która w następnej sekundzie odjechała z piskiem opon.
–Co cię napadło?!- wyksztusiła ze złością, patrząc kocurowi prosto w oczy. Spodziewała się zobaczyć w nich furię, lecz pokemon otrzymawszy to czego chciał, błyskawicznie znieruchomiał i spokojnie odprowadzał ślepiami oddalający się pojazd. Blondynka czuła się zbita z tropu. Usiadła ciężko na ziemi obok swojego przyjaciela i starała się znaleźć jakieś wyjaśnienie jego zachowania.
-Chyba nie zamierzałeś go zjeść?- Grace wypaliła nagle, wyobrażając sobie najgorsze. –Przecież za coś takiego mogła nas zatrzymać.- kontynuowała poirytowana.
Persian spojrzał na trenerkę zdziwiony, a potem zwiesił łab rozczarowany. Przecież cały czas stara się tylko zapewnić jej bezpieczeństwo, tak jak kazał mu jej ojciec. Dlaczego więc dziewczyna jest zła? Znowu nikt go nie zrozumiał i znowu musi radzić sobie z tym sam. Gdyby tylko umiał mówić i wyjaśnić jasno o co mu chodzi, życie było by o wiele prostsze.
-Idziemy dalej.- stwierdziła krótko blondynka. Nie wiedziała, że w tym samym momencie, dzieliła ze swoim przyjacielem identyczną myśl. Gdyby rozumiała co mówi, życie było by o wiele prostsze.

***

Przez kolejne pół godziny żwawego marszu, Grace i Persian nie odzywali się do siebie choćby słowem. Ktoś, kto nigdy nie miał styczności z pokemonami, mógł odbierać każdą „rozmowę” tej dwójki raczej jak monolog blondynki, dlatego teraz jedyna różnica polega na tym, że dziewczyna nic nie mówi.
Ona natomiast konwersując z Persianem, nigdy nie czuła jakby mówiła do ściany. Po wielu latach jakie spędziła z kotem, nauczyła się rozpoznawać znaczenie jego gestów, mimiki i wydawanych odgłosów, a po każdym swoim stwierdzeniu, bądź pytaniu zadanemu przyjacielowi, bacznie wypatrywała jego reakcji, którą w 90% przypadków potrafiła bezbłędnie odczytać.
Czasami jednak coś szło nie tak, jak w sytuacji sprzed niespełna godziny, czy pamiętnej wizyty ciotki Grace sprzed dwóch lat. Pokemon widząc ją pierwszy raz w życiu, rzucił się na nią zanim zdążyła wejść do domu, za co został zbesztany i wygoniony za drzwi. Okazało się natomiast, że kobieta miała w torbie PokeBall z ukochanym pokemonem jej byłego męża, którego ukradła chcąc zemścić się na nim za rozwód. Podobno według orzeczenia sądu, doprowadziła do niego on sama. Persian działał w dobrej wierze – pragnął tylko uwolnić pokemona. Blondynka miała nadzieję, że tym razem jej przyjaciel również nie miał nic złego na myśli i że wszystko wkrótce się wyjaśni.
-Chyba dzisiaj nie zdążymy dotrzeć do jeziora. Robi się ciemno.- zabrała głos, by rozluźnić atmosferę. –Musimy znaleźć polanę i rozbić obóz.-
Kocur doskonale wiedział o co czym mówi. Według jego kalkulacji zbliżali się do miejsca, gdzie kiedyś wybrali się w trójkę (on, Grace i jej ojciec) na biwak. Chodziło o teren o średnicy około dwudziestu metrów, na którym z jakiegoś powodu nie rosło ani jedno drzewo, za to leżało pięć sporych głazów. Znał też dobrze drogę do niego, więc szybko wysunął się przed trenerkę, by zaprowadzić ją bezpiecznie do celu.
Obszar wyglądał dokładnie tak, jak oboje go zapamiętali, choć w świetle dnia zdawał się być dużo bardziej urokliwy niż teraz. Na brzegu polany ściółka ustępowała miejsca trawie, różnobarwnym kwiatom i małym krzewom, a im bliżej środka, tym bardziej grunt stawał się twardy i ziemisty. Otoczony głazami, funkcjonował doskonale jako pole na rozpalenie ogniska.
Grace rzuciła wszystkie swoje rzeczy koło największego kamienia i bez namysłu ruszyła nazbierać chrustu.
-Idę po drewno! Pilnuj dobytku.- krzyknęła na odchodne do pokemona, który myślami był zupełnie gdzie indziej. Przez większość analizował informację wydobytą od szpaka. Wiedział, że wszystkich w lesie wystraszył jakiś pokemon. Mógł on należeć do Zespołu R, ale to nie było pewne. Równie dobrze mogła to być jedna z trzech istot, które irytują go od wczorajszej nocy, albo i wszystkie one jednocześnie.
Przychylając się do tej opcji, postanowił wprowadzić w życie plan, który zrodził się w jego głowie, podczas marszu. Był łatwy do spamiętania i miejmy nadzieję, że równie prosty do wykonania. Po pierwsze: dowiedzieć się z kim mamy do czynienia. Po drugie: znaleźć tego kogoś. Po trzecie: sprawić by się odwalił i przestał zawracać mu głowę, czego kocur nie znosił najbardziej. Proste.

Gdy blondynka zniknęła mu z oczu, Persian przystąpił do wypełnienia punktu pierwszego. Wygrzebał z jej plecaka nowiutki, pomarańczowy Pokedex i ogromną finezją, ostrymi pazurami, delikatnie naciskał kolejne przyciski encyklopedii, starając się zrozumieć jak działa. Na szczęście urządzenie miało wyjątkowo intuicyjny interfejs, dlatego szybko odnalazł tryb wyszukiwarki. Pokemony, których dane potrzebował, miały raczej niewielkie rozmiary, a głowa jednego z nich była żółta. Niby niewiele, ale zawęziło to obszar poszukiwań na tyle, że już po minucie rubino-oki odnalazł pokemona, a potem pozostałe dwa - jak się okazało, trio psychicznych pokemonów, nazywane Strażnikami Jezior.



Uxie – jego pojawienie się było narodzinami wiedzy. Dał ludziom inteligencję, by poprawili jakość swojego życia i rozwiązywali różne problemy.

Mespirit – wraz z nim pojawiły się emocje. Uczy ludzi odczuwać smutek, ból oraz radość. Śpi na dnie jeziora, lecz jego duch opuszcza ciało i lata nad taflą jeziora.

Azelf – obdarzył ludzi wolą i determinacją do pokonywania życiowych trudności. Śpi na dnie jeziora, by utrzymać świat w równowadze.

Kiedy Pokedex skończył recytować posiadane dane, Persianowi zrzedła mina. Legendarne pokemony? Ciężko było w to uwierzyć, zwłaszcza, że kocur był na wskroś realistą. Niby oglądał czasami programy dokumentalne o rzadkich pokemonach i słuchał opinii badaczy, którzy zgłębiali temat przez całe życie, lecz on nigdy takowych nie spotkał. Po za tym, dlaczego istoty, które według opowieści mają pomagać ludziom i pokemonom tak bardzo uwzięły się na niego i jego trenerkę? Z drugiej strony, jeśli są dobre, to nie one napędziły stracha mieszkańcom lasu. Więc kto to zrobił?
Żeby się tego dowiedzieć, należało jak najszybciej wprowadzić w życie drugi punkt planu, czyli znaleźć winowajcę. Persian nie rozpatrzywszy wszystkich za i przeciw, dał nura w głęboki las, zostawiając rzeczy trenerki na pastwę losu.

***

Grace prędko uporała się z uzbieraniem sporej ilości drewna, a to wszytko dlatego, że wiele gałęzi różnej grubości, leżało u podnóża konarów. Jakby coś lub ktoś i to bardzo duży, przeciskał się między drzewami, strącając przy tym wszytko co popadnie. Czyżby to robota Zespołu R?
Dziewczyna nie chciała teraz tracić czasu na zastanawianie się nad tym. Na zachodzie niebo było jeszcze szaro-niebieskie, ale im dalej na wschód, tym kolor stawał się coraz bardziej granatowy i płynnie przechodził w zupełną czerń. Noc się zbliżała. Należało szybko rozbić obóz.
Po powrocie na polanę, blondynkę czekała niemiła niespodzianka. Jej przyjaciela nie było i ani dokładne przeczesanie pobliskich zarośli, ani długie nawoływania nie sprawiły, że wrócił. Co się stało? I dlaczego do licha jej Pokedex leży na ziemi? Grace schowała go do kieszeni i spenetrowała plecak, lecz na szczęście nic z niego nie zginęło. Więc to nie była napaść. Nie mogła, bo nie ma tu nikogo prócz niej.
-Shinx wybieram cię!- krzyknęła po chwili, wyrzucając w powietrze Pokeball z elektrycznym pokemonem. Lwiątko po wyjściu z kuli rozejrzało się dookoła, a mimo upiornej ciemności, było pogodne jak zawsze. Widząc jednak smutną minę jego trenerki, domyśliło się, że stało się coś niedobrego.
-Persian zniknął. Musimy go odszukać.- oznajmiła zmartwiona. –Spróbuj odnaleźć go po zapachu. Albo chociaż kierunek w jakim poszedł.- poprosiła.
Kociak poruszony, ale i zdeterminowany dał znak, że zrobi wszystko co w jego mocy. Może nie był wyszkolonym psem myśliwskim, ale węch miał całkiem dobry i szybko złapał trop. Razem z Grace ruszyli w stronę skąd dochodził zapach, lecz między drzewami trudniej było wyczuć cokolwiek. Woń roślin i innych pokemonów zlewały się ze sobą, a przy przeszkodach, takich jak krzewy, czy powalone gałęzie, ślad się urywał. Persian najpewniej omijał je wielkimi susami.
Jedynym wyjściem było maszerowanie przed siebie w wyznaczonym kierunku i baczne obserwowanie okolicy. To zadanie przypadło Shinx’owi, bo znacznie lepiej widział w ciemności. Grace wyjęła z plecaka kawałek kredy i co jakiś czas rysowała „X” na pniach, by potem łatwiej odnaleźć drogę powrotną na polanę.
Z każdą minutą nadzieja obojga gasła, jak słońce, które ostatecznie zniknęło z nieboskłonu. Jego miejsce nieśmiało zajmował księżyc, którego blask powoli przebijał się przez korony drzew. Może i dzięki temu łatwiej było się poruszać, ale świadomość, jak późno się zrobiło nie dodawała otuchy.
Grace poczuła jak bardzo jest zmęczona. Miała dzień pełen wrażeń, a praktycznie nie było w nim czasu na odpoczynek. Zaczęła szukać miejsca, gdzie mogłaby usiąść i przemyśleć sytuację. Na szczęście w niewielkiej odległości od niej, leżał powalony pień. Dziewczyna zrzuciła z pleców balast i ulgą usiadła na ziemi, opierając się o szorstką korę. Zamknęła oczy i nabrała powietrza w płuca. Poczuła jak Shinx wskakuje jej na kolana i zaczyna mruczeć.
-Masz dryg do tropienia, nie ma co.- uśmiechnęła się nie otwierając oczu, a jej ręka zaczęła głaskać lwiątko, co wzmogło mruczenie. Może trzeba by było kiedyś zainwestować w kurs na licencjonowanego tropiciela? Rozważając to blondynka pomyślała o Persianie, którego węch nie miał sobie równych.
-Myślisz, że byłam dla niego zbyt ostra? No wiesz... jak mój ojciec i przez to się obraził?- zapytała ze smutkiem. Lew chcąc ją pocieszyć, dał do zrozumienia, że to niemożliwe.
-Jedno wiemy na pewno...- kontynuowała poważniej. -Sami go nie znajdziemy. Prędzej i my się zgubimy. Lepiej wracajmy.- dodała, na co Shinx zareagował stanowczym sprzeciwem.
-To nie pierwszy raz kiedy tak znika na całą noc, wierz mi. Rano pewnie wróci na polanę.- tłumaczyła, lecz lwa to nie przekonało.
-To co mamy robić? Gdybym miała jakiegoś latającego pokemona, mógłby poszukać go z góry, a tak jesteśmy bez szans. Mogłam cię posłuchać i złapać tego Starliego. Następnym razem jak zrobię coś głupiego, poraź mnie prądem, czy coś, wtedy zapamiętam.- twarz dziewczyny wykrzywiła się w paskudnym grymasie. Była na siebie zła i zżerały ją wyrzuty sumienia.

Jakby w odpowiedzi na jej wywód, rosnący mniej więcej półtorej metra na przeciwko gęsty krzak, zaczął głośno szeleścić. Oboje wraz z lwiątkiem z trwogą spoglądali na ruszające się listki, z których w końcu wyłonił się błyszczący różowy dziób, następnie czarna głowa w kształcie nuty (konkretnie ósemki), para niebiesko-żółtych skrzydeł, a na końcu zielony tułów, zakończony ogonem przypominającym metronom. Bystre ślepia pokemona patrzyły prosto na zaskoczoną parę, która nie mogła uwierzyć własnym oczom. Grace wyjęła PokeDex, by upewnić się, że nie ma omamów.



Chatot – używa swojego ogona jak metronomu, by zachować rytm. Jego język jest jak język człowieka, dlatego łatwo uczy się ludzkiej mowy. Potrafi naśladować krzyki innych pokemonów, tak by myślały, że jest jednym z nich i nie atakowały go.

Papuga ukłoniła się nisko, po tym jak głos w encyklopedii ucichł. Stwierdziła, że pomarańczowe urządzenie, to świetna pomoc w przedstawieniu się nieznajomym. Bez skrępowania podeszła bliżej i wgramoliła się na kolana młodej trenerce, zajmując miejsce obok Shinx’a. Następnie zaczęła domagać się pieszczot, podkładając swoją głowę pod jej dłoń. Dziewczyna w dalszym ciągu nieco oszołomiona, próbowała odzyskać trzeźwość myśli. Tym razem nie może przepuścić takiej okazji. Jeśli nie zdoła zaprzyjaźnić się z ptakiem i nie namówi go do pomocy, to choćby siłą wciśnie go do PokeBalla.
-To prawda, co mówił PokeDex? Potrafisz mówić?- zapytała próbując przełamać pierwsze lody, na co Chatot wyraźnie nie miał nic przeciwko.
-Mówić, mówić!- zaskrzeczał radośnie, chwaląc się umiejętnością.
-Szkoda, że mój Persian tego nie potrafi.- stwierdziła z wymuszonym uśmiechem. –Nie przechodził tędy wielki, biały kocur z klejnotem na głowie?- zapytała z nadzieją, że ptak coś widział, lecz ten rozłożył skrzydła w geście bezradności. Grace zagryzła zęby i drążyła dalej.
-Co robiłeś w tych krzakach? Chyba nie jesteś stąd, skoro nie boisz się ludzi.- domyśliła się, że Chatot nie wyleguje się w ciernistej roślinie dla przyjemności, a raczej chowa przed czymś, lub przed kimś. Może zna odpowiedzi na nurtujące ją pytania.
-Porwano mnie! Porwano mnie!- wykrzyczał rozemocjonowany ptak, tak energicznie trzepocząc skrzydłami, że stracił równowagę i sturlał się na ziemię. Szybko wstał, lecz było widać, że trochę kręci mu się w głowie.
-To znaczy, że jesteś jednym z pokemonów skradzionych z Centrum Pokemon w Jubilife!? Widziałeś złodziei? Mieli na ubraniach jakiś symbol?- pytała raz za razem podniecona Grace.
-„R”! Mieli „R”! Źli ludzie! Bardzo źli ludzie!- ptak odpowiedział niemal krzycząc.
-Czyli to jednak prawda.- dziewczyna poczuła nieopisaną satysfakcję faktem, że udało jej się dociec prawdy i to pewnie jako pierwszej.
Zespół R ograbił szpital z pacjentów, a potem uciekł do lasu, przy okazji niszcząc co popadnie. Wystraszone pokemony pochowały się albo uciekły, dlatego żadnego nie można zobaczyć. Jedno tylko się nie zgadzało. Co tu robi ten Chatot? Powinien teraz spoczywać zamknięty w PokeBallu, gdzieś na dnie wielkiego wora ze zdobyczami włamywaczy.
-Ale jakoś udało ci się od nich uciec.- poprosiła o wyjaśnienia. Papuga mozolnie, lecz z zapałem starała się użyć swego wąskiego zasobu słów do opisania tego, co się zdarzyło i by odpowiadać na każde zadane pytanie. Gdy skończyła mówić, sytuacja przedstawiała się następująco:
Dzień przed porwaniem w Jubilife doszło do czegoś, co można określić mianem „nielegalnych pojedynków ulicznych”, w których brało udział wiele osób. Większość pokonanych, czy rozgonionych trenerów (w tym i trener Chatota), oddała swoje ranne pokemony na leczenie do Centrum Pokemon, ale z jakiegoś powodu nie zatrzymali się w lecznicy na noc.
W nocy Zespół R dostał się do budynku i ukradł PokeBalle, z pokemonami, które były w trakcie kuracji leczniczej. Następnie rozdzielili się, a trzech oprychów odpowiedzialnych za transport łupu, opuściło miasto kanałami, ciągnącymi się pod ziemią. Gdy dotarli do swojej kryjówki w lesie, mieli już przygotowane dziwne urządzenie, które sprawiało, że pokemon, którego PokeBall został poddany jego działaniu, stawał się zły i agresywny. Zespół R w swojej bezmyślności, przeprowadzili eksperyment na losowo wybranej kuli, w której ku ich przerażeniu, siedział ogromny Snorlax. Przynajmniej takiego stwora rozpoznał Chatot, gdy blondynka po usłyszeniu jego opisu wyszukiwała potencjalnie pasujące gatunki pokemonów w PokeDexsie.
Snorlax wpadł w szał i nie można było go powstrzymać. Zniszczył machinę Zespołu R i część PokeBalli, a większość skradzionych pokemonów opuściła swoje kapsuły i uciekła jak najdalej od miejsca zdarzenia. Nasz przyjaciel nie widział co się stało z Snorlax’em i Zespołem R, bo myślał tylko o tym, by się gdzieś schować. Natomiast jeszcze długo po ukryciu się, słyszał odgłosy szalejącego olbrzyma i krzyki dzikich pokemonów, uciekających przed jego niszczycielską siłą.
-Czyli teraz wszystko jasne.- podsumowała Grace wykończona wydobywaniem z Papugi informacji. Cieszyła się, że do zamkniętych w kulach pokemonów, dochodzą bodźce z zewnątrz. Gdyby nie to, w wielu sprawach nie byłoby żadnych świadków.
Pozostało pytanie, co dalej robić? Chodzenie po lesie nie wchodzi w grę, jest szalenie niebezpieczne. Najlepiej byłoby posłuchać rady Oficer Jenny i wrócić do domu, ale przecież nie można zostawić tu Persiana.
Po krótkiej naradzie Grace postanowiła, że cała trójka wróci na polanę, tak by Chatot wiedział gdzie są i by był tam ktoś w razie powrotu kocura. Papuga w tym czasie poleci go poszukać, a gdy zawiedzie, w godzinę po wylocie, miała dołączyć do trenerki.
Jak ustalili, tak też zrobili. Kolorowy ptak wzbił się w powietrze i bacznie rozglądał lecąc ponad lasem. Czasami, gdy znalazł dobry punkt widokowy, zawisał w powietrzu, lub przysiadał na najwyższych gałęziach, mogących go utrzymać, by niczego nie przeoczyć.
Wdawało mu się, że takiego Persiana nie trudno jest dostrzec, bo jego lśniące i blade futro, mocno odstawało od ciemnego podłoża. Niestety pokemon jakby rozpłynął się w powietrzu.
Wtem z oddali, do Chatota dobiegł głuchy trzask, jakby jakiś drwal pchnął właśnie, wystarczająco mocno wyżłobiony pień, który złamał się i upadł na ziemię. Towarzyszył temu dobrze znany papużce, niski ryk, a następnie głośne dudnienie.
Gadającemu pokemonowi aż ciarki przebiegły po plecach. Podleciał bliżej, by przekonać się, czy jego podejrzenia są prawdziwe. Niestety tak. Snorlax, który do tej pory najwyraźniej spokojnie spał, wyłonił się jak z podziemi, łamiąc przy tym kolejne drzewo. Rozwścieczony tym, że ktoś go obudził i nie wykluczone, że wygłodniały, szedł przed siebie niczym czołg, demolując wszystko co przeszkadzało mu maszerować w wybranym kierunku.
Chatot analizując właśnie ten kierunek, uświadomił sobie coś przerażającego. Szary niedźwiedź sunął prosto na polanę, gdzie znajdowała się Grace z Shinx’em. Jeśli ptak nie zdąży ich ostrzec, może się to bardzo źle skończyć. Ile tylko miał sił w skrzydłach, pofrunął z powrotem ratować nowych znajomych. Persian musiał poczekać.

***

Tymczasem rubino-oki również znalazł ślady po niszczycielskim marszu Snorlax’a, lecz nie wiedział co o tym myśleć. Na początku długo nie mógł na nic trafić, a gdy poczucie bezradności zaczęło doprowadzać go do złości, w końcu uśmiechnęło się do niego szczęście.
Nie był jednak do końca przekonany czego szuka: czy sprawcę zniszczeń, czy Strażników Jezior, bo idąc śladem dziur w ziemi, połamanych gałęzi, powalonych drzew i potłuczonych jaj pokemonów, nabrał przekonania, że to nie dzieło trzech irytujących go stworzeń. Wyraźnie wyczuwał jeden i ten sam zapach.
Doprowadziło go to w głąb puszczy, gdzie drzewa i krzewy rosły tak gęsto, że nie przepuszczały do niższych warstw lasu ani odrobiny światła. Choć widział w ciemności niemal tak dobrze jak za dnia, to przeciskanie się przez gęstwiny sprawiało mu duży dyskomfort. W końcu stwierdził, że miarka się przebrała. Nie dość, że jest cały podrapany, to jeszcze od całodziennego przemieszczania się o własnych siłach, zaczęły boleć go łapy. Kocur położył się na ziemi w miejscu gdzie stał, wodząc wzrokiem po zdewastowanych roślinach.
Nagle zdał sobie sprawę, że znalazł się w samym środku pobojowiska i wszystkie drzewa dookoła niego noszą ślady walki. Poderwał się na równe nogi i zbadał teren wokół, zataczając pełne koło. Odkrył, że właśnie zabrnął w ślepą uliczkę, nie mogąc stwierdzić, w którą stronę poszedł obiekt, który tropił, ani czy przebyta trasa przybliżała go do niego, czy wręcz przeciwnie.
Zmęczony i wściekły sam nabrał ochotę na niszczenie czego popadnie. Zamiast marnować czas na szukanie igły w stogu siana, powinien zostać z przyjaciółką i bronić ją w razie potrzeby na miejscu. Chcąc rozładować emocje, kocur upatrzył sobie chude, pozostające w całkiem dobrym stanie drzewo i już miał zatopić w nim swoje pazury, gdy mały błękitny stworek z żółtą głową ozdobioną czerwonym, owalnym klejnotem zagrodził mu drogę i przy okazji wystraszył na śmierć.
Persian cofnął się o kilka kroków i przygotował do ataku, lecz poczuł, że za jego plecami pojawił się kolejny stwór. Obrócił się gwałtownie i ujrzał podobnego pokemona, mającego jednak różową, mniej okrągłą głowę i duże, żółte ślepia. Na koniec dołączył do nich ostatni, niebiesko-głowy pokemon, otaczając go ciasnym kręgiem.
Kot przytłoczony obecnością tria, instynktownie próbował się bronić. Jego oczy zaświeciły na żółto, a następnie uwolnił ze swojego ciała potężny pocisk energii elektrycznej, kierując go ku górze, tak aby trafić we wszystkie trzy lewitujące pokemony na raz.
Te zrobiły jednak unik i używając telekinezy unieruchomiły Persa, zawieszając jakiś metr nad ziemią. On kompletnie stracił władzę nad kończynami i choć ze wszystkich sił starał się szarpać i wyrywać, jego ciało nie słuchało sygnałów wydawanych przez mózg. Uxie, Mespirit i Azelf stłoczyły się blisko siebie, tak by wszystkie na raz, były dobrze widoczne.
-„Czego ode mnie chcecie!? Zostawcie mnie w spokoju!”- krzyczał kocur, lecz nie uzyskał żadnej odpowiedzi. Zamiast coś powiedzieć, Strażnikom Jezior oczy zajaśniały błękitnym blaskiem i prze dłuższą chwilę wpatrywali się w Persiana, aż ten uspokoił się. Następnie ostrożnie odstawiły go na ziemię.
Pokemon nie do końca wiedział co właśnie się wydarzyło, a właściwie, co trio mu zrobiło, lecz poczuł się tak jakby ktoś zapalił żarówkę w jego umyśle. Legendy nigdy nie zamierzały zrobić mu nic złego, ani niepotrzebnie nękać, a jedynie chciały poznać go i Grace.
Gdy pomyślał o przyjaciółce, ogarnęło go nagle nieodparte przeczucie, że w tym momencie grozi jej ogromne niebezpieczeństwo i powinien czym prędzej wracać.
-Dziękuję.- wyjąkał niepewnie i ruszył w drogę powrotną, mając nadzieję, że zdąży dobiec do polany, nim stanie się coś złego.

***

Blondynka z Sandgem nigdy nie należała do osób, które potrafią siedzieć bezczynnie, kiedy mogą w tym czasie zrobić coś pożytecznego, pomóc, lub wyręczyć innych. Idąc w gości, zwrot „czuj się jak u siebie”, znaczył dla niej tyle co „pomóż obrać ziemniaki, nakryj do stołu, lub pozmywaj po kolacji”. Czekając na wieści o swoich pokemonach, zdążyła rozpalić ognisko, nakarmić Shinx’a porcją poke-chrupek, rozłożyć śpiwór i wyszykować się do spania. Bezczynność doprowadziłaby ją do szału, a tak miała chociaż czym zająć myśli.
Analizowała wnikiliwie sytuację i po rozważeniu różnych opcji, postanowiła przenocować na polanie. Było już grubo po północy i powrót do miasta nie miał najmniejszego sensu, nawet jeśli Persian odnalazłby się w wyznaczonym na poszukiwanie czasie. Zmienianie obecnego położenia również wydało jej się nierozsądne. Tak jak w dzień bezpieczniej czuła się przy głównej drodze, tak w nocy wolała nie narażać się na potrącenie przez pojazd, potencjalnego imprezowicza, wracającego z melanżu w stanie dalekim od ideału.
Nie od dziś było wiadomo, że na obrzeżach Twinleaf, uważanego przez mieszkańców metropolii za wiochę zabitą dechami, znajdował się popularny klub, do którego w każdy weekend ciągnęły tłumy młodzieży chcącej trochę się zabawić. Dziewczyna choć mocno stroniła od tego typu rozrywek, miała wielu znajomych, którzy znali drogę 201 niemal na pamięć, z ich długich wypadów do klubu i jeszcze dłuższych powrotów do Sandgem. Dali by oni wiele za możliwość przyspieszenia czasu, skończenia szkoły i wyjechania do stolic kulturowych Sinnoh, gdzie takich klubów było na pęczki.
Grace siedziała oparta o głaz z twarzą wpatrzoną w płomienie ogniska i co chwila zerkała na zegarek kieszonkowy. Godzina minęła i Chatot powinien już wrócić. Shinx, który siedział jej na kolanach, czuł, że ruchy trenerki stają się coraz bardziej nerwowe. Sam nasłuchiwał uważnie, nie chcąc przegapić pojawienia się ptaka.
Zaczął jednak wiać zimny wiatr, który poruszał koronami drzew, tworząc przy tym upiorną atmosferę. Szelest liści był jednym z pierwszych wyraźnych odgłosów, jakie dało się dzisiaj usłyszeć w wyludnionym lesie, dlatego Grace i Shinx mimowolnie skupieni na nim, nie zauważyli powrotu papugi. Ta wylądowała na skale, która służyła blondynce za oparcie, lecz ze zmęczenia nie mogła utrzymać się na kamieniu i spadła z niego prosto w ramiona dziewczyny.
-Co się stało?!- zapytała ptaka, który próbował złapać oddech.
-Trzeba uciekać! Szybko! Szybko!!- wyskrzeczał, gdy względnie uspokoił się. Widząc jednak zdezorientowaną minę trenerki, wziął głęboki oddech i z całej siły wrzasnął. -Snorlax tu idzie!!-
Na to hasło dziewczynę zalał zimny pot. Niby słyszała słowa pokemona, lecz przez pierwsze sekundy nie docierały one do niej. Otrząsnęła się widząc w oczach jej podopiecznych strach. Musi dawać pokemonom dobry przykład i zachować zimną krew, bo jeśli ten olbrzym naprawdę tu przyjdzie i nie zdążą się schować, to właśnie one będą jedyną deską ratunku.
Jak porażona prądem, Grace doskoczyła do śpiwora i poczęła zwijać go niechlujnie. Już miała załadować zwitek do plecaka, gdy zamek się zaciął, zmuszając ją do szarpania się z nim i tracenia cennych minut. Shinx zajął się gaszeniem ogniska, tylnymi łapkami zasypując płomienie z równą wprawą, z jaką zakopywał swoje kupki. Chatot bezradny, dopingował znajomych i poganiał jak tylko potrafił. Choć miał ochotę uciekać natychmiast, to wiedział, jak ważny jest dla trenerów ich dobytek.
Zamek w końcu puścił, lecz ulga jaką poczuła blondyna, trwała dosłownie kilka sekund. W tym samym momencie po lesie rozległo się niskie dudnienie. Wyraźnie dało się rozpoznać, że coś wielkiego lezie, stąpając ciężko po ziemi i zbliża się do nich z każdym krokiem. Kilka chwil później dudnieniu towarzyszył trzask łamanych gałęzi, a w końcu i groźny ryk.
Blondynka zdążyła założyć plecak i wziąć swoje pokemony na ręce, gdy zza drzew wyłonił się gigantyczny, szaro-zielonkawy niedźwiedź z okrągłym kremowym brzuchem, małymi oczkami i ostrymi, białymi kłami wystającymi cały czas z jego paszczy. Grace widziała nie raz te pokemony w telewizji, lecz ten różnił się od pozostałych – był dużo większy, po za tym miał zmarszczone czoło i napięte mięśnie, co sugerowało, że jest rozwścieczony.
Snorlax rozejrzał się po polanie, zdziwiony wolną przestrzenią, którą odkrył i tym, że nagle nie napotyka na swej drodze zbędnych przeszkód. Prędko dojrzał skamieniałą ze strachu trenerkę i wciągnął łapczywie powietrze, próbując poczuć jej zapach. Najwyraźniej nie spodobał mu się, bo ryknął głośno i ruszył w jej stronę, gotowy do ataku.
Dziewczyna w popłochu podbiegła do największego głazu i schowała się za nim tuląc w ramionach Shinx’a i Chatota. Nie umknęło to uwadze olbrzyma, który nabrał powietrza w płuca i używając miotacza płomieni, cisnął wiązkę ognia prosto na głaz, który pod wpływem temperatury stopił się nieznacznie. Gorąco uderzyło całą trójkę, skuloną po drugiej stronie skały. Trzeba było szybko coś wymyślić, albo naprawdę stanie się coś złego.
-Mam pomysł.- szepnął Chatot i nim ktokolwiek zdążył zaprotestować, wytężając wszystkie siły, przeleciał przed głową niedźwiedzia odciągając jego uwagę od towarzyszy. Snorlax próbował zaatakować miotaczem płomieni kręcącą się wokół niego papugę, lecz ta sprawnie unikała ciosów. Następnie z jej dzioba wydostała się piękna i kojąca melodia, od słuchania której mięśnie rozluźniały się, a powieki robiły ciężkie. Grace rozpoznała atak śpiewu i natychmiast  zakryła uszy, każąc lwiątku zrobić to samo. Jeśli poddadzą się działaniu tego usypiającego ruchu, nie będą wstanie uciekać w razie konieczności.
Snorlax zastygł w bezruchu i słuchał występu ptaka. Trwało to dłuższą chwilę, więc Chatot był święcie przekonany, że jego plan działa i olbrzym zasnął. Kiedy przestał wykonywać utwór, ten otrząsnął się ze stanu, w jaki wprawiła go melodia i zaryczał jeszcze głośniej, rozzłoszczony do granic możliwości. Jego pięść oszroniła się i rozbłysła błękitnym światłem, a następnie celnie i mocno trafiła w Chatota, powalając nieprzytomnego ptaka na ziemię. Najwidoczniej efektu działania maszyny Zespołu R, nie dało się załagodzić tak banalnym atakiem jak śpiew.
Shinx widząc wszystko, wyrwał się z objęć swojej trenerki i podbiegł do papugi sprawdzić, czy nic jej się nie stało. Chciał obronić nowego przyjaciela, dlatego by przestraszyć przeciwnika syczał i szczerzył swoje drobne ząbki, a jego futro raz za razem połyskiwała wyładowaniami energii elektrycznej. Grace przerażona pobiegła za nierozważnym lwiątkiem i osłoniła swoim ciałem oba pokemony, dostrzegając kątem oka, że Snorlax szykuje już kolejną lodową pięść. Mocno tuląc oba stworki, zacisnęła oczy gotowa przyjąć uderzenie.
To jednak nie nastąpiło. Zaskoczona obróciła się o 180°, widząc jak łeb niedźwiedzia bombardowany jest salwą kul zrobionych z czystego mroku, do których fioletowe światło próbowało się wedrzeć cienkimi wiązkami. Atak nie robił na olbrzymie żadnego wrażenia, lecz zwrócił jego uwagę na przybysza wyzywającego go na pojedynek.
-To Persian!- jęknęła uradowana blondynka, widząc szkarłatne oczy kocura, wyłaniające się z cienia jaki rzucał na niego Snorlax i rozpoznając kulę cieni.
Niedźwiedź stanął oko w oko z przeciwnikiem, ryknął głośno i rozpoczął serię ciosów lodową pięścią. Były one dalekie były od ideału, bo kocur raz za razem odskakiwał od oszronionych łap. Jedyny problem polegał na tym, że Snorlax miał w sobie nieskończone pokłady energii, czego nie można było powiedzieć o zmęczonym kocie.
Ostatni atak trafił Persiana w żebra i wbił w podłoże. Ból był kłujący i o tyle nieznośny, że chłód rozszedł się po ciele, blisko najważniejszych organów. Należało szybko się rozgrzać, by nie dopuścić do trwałych uszkodzeń. Pokemon zaczął biegać wokół szarego olbrzyma, tak by ten nie był wstanie dobrze wymierzyć następnego ataku, przy okazji normując temperaturę własnego ciała.
Kocur chciał sprawić, by Snorlax stracił równowagę, co powoli mu się udawało. Niedźwiedź wodząc do tej pory wzrokiem za Persianem, zatrzymał się gdy cały świat dookoła zaczął wirować, a jego nogi gięły się jakby zamiast nich miał dwie sprężyny. To była szansa, nie do stracenia. Persian wziął długi rozbieg, po czym wybił się tylnymi łapami doskakując do głowy przeciwnika i walnął w nią z całej siły stalowym ogonem.
Odgłos uderzenia był ogłuszający. Snorlax runął na ziemię i sprawiał wrażenie nieprzytomnego. Pers nie tracił czujności, nie dawała mu spokoju myśl, że mimo wszystko za łatwo mu poszło. Niestety tego zdania nie podzielał Shinx, który uradowany z widoku i wygranej rubino-okiego, chciał jak najszybciej do niego podbiec.
Wtedy stało się coś czego kocur obawiał się najbardziej. Niedźwiedź leżący do tej pory na plecach, podniósł cielsko do pozycji siedzącej i wykonał swój najsilniejszy atak – hiper promień. Z jego ust wydobyła się potężna wiązka energii, która pomknęła w kierunku lwiątka, rozświetlając polanę na pomarańczowo. Persian widział to wszystko jakby w zwolnionym tempie. Jednym susem doskoczył do Shinx’a i mocnym kuksańcem zepchnął go z toru lotu promienia, przyjmując na siebie jego moc.
Zapadła cisza. Cała polana pokryła się pyłem, poderwanym w powietrze przez siłę ataku. Gdy piach opadł, oczom Grace ukazała się przerażająca scena. Oba walczące ze sobą pokemony leżały w bezruchu mocno poturbowane. Snorlax dyszał i charczał, lecz nie miał siły nawet ruszyć palcem. Wykonanie hiper promienia kosztowało go więcej energii niż, stracił od ciosów kocura.
Rubino-oki leżał na boku i nie dawał oznak życia. Blondynka i lwiątko podbiegli do niego, próbując za wszelką cenę go ocucić. Szturchańce i nawoływania o diwo poskutkowały. Pokemon zaczął szybko i płytko oddychać, a następnie otworzył oczy i z trudem usiadł, gapiąc się na niedźwiedzia nieobecnym wzrokiem.
Ostatkiem sił poderwał się z ziemi i niczym zombi, chwiejnym krokiem sunął ku olbrzymowi. Zatrzymał się tuż przed nim i zadał jeszcze jeden cios. Jego ślepia rozbłysły na żółto, a wiązka prądu, którą z siebie wydobył poraziła Snorlax’a i wstrząsnęła jego ogromnym ciałem. Atakiem piorunem wreszcie dobił niedźwiedzia, pozbawiając go przytomności.
Kot zadowolony z siebie próbował wrócić do trenerki, ale na to nie starczyło mu już siły. Grace widząc, że jej przyjaciel zaraz upadnie podtrzymała go w ostatniej chwili i odciągnęła jak najdalej od szarego pokemona. Przez tyle lat nie zdawała sobie sprawy, do jakich heroicznych czynów, jest zdolny jej podopieczny.
-Muszę was szybko zabrać do szpitala. Wszystkich!- podkreśliła, patrząc na opłakany stan papugi i kocura. Co jednak będzie jeśli Snorlax się obudzi? Trzeba go najpierw jakoś zabezpieczyć. Tylko jak? Lina, którą wzięła i tak jest za krótka na związanie takiego wielkoluda. Nadszedł czas spróbować czegoś niekonwencjonalnego.
Grace odpięła od paska od spodni pusty PokeBall i rzuciła w stronę niedźwiedzia mając nadzieję, że jeśli uda się jej go złapać, ten nie sprawi więcej problemów, a i będzie można go łatwo przetransportować. Niestety kula tylko odbiła się od niego, nie wypuszczając ze środka nawet charakterystycznej, czerwonej wiązki światła. Nie ma się co dziwić. Snorlax należał już do kogoś, a nie można złapać cudzego pokemona.
-Pozostaje nam uciekać.- powiedziała do lwiątka i wzięła na ręce ranne stworki. Ich ciężar w połączeniu z jej wyczerpaniem sprawiły, że dziewczyna nie mogła nawet wstać, a co dopiero przejść wiele kilometrów. Próbowała raz za razem, lecz nic to nie dało. W końcu położyła je przed sobą i w przypływie bezradności zaniosła się płaczem.
-To moja wina.- stwierdziła łkając, gdy nagle poczuła na policzku czyjś kojący dotyk. Podniosła głowę i ujrzała, że nad jej głową lewitują trzy stworzenia. Jak każda szanująca się, rodowita mieszkanka Sinnoh, doskonale znała legendę o Strażnikach Jezior i od razu rozpoznała Uxie, Mespirit, i Azelf. Nie mogła uwierzyć własnym oczom. Wydawało jej się, że śni, a skoro to sen, to w nim wszystko jest możliwe.
-Pomóżcie. Proszę.- wyszeptała tylko, nie znajdując w tej sytuacji lepszych słów. Pokemony popatrzyły wesoło po sobie i zgodnie pokiwały twierdząco kolorowymi łebkami. Następnie rozdzieliły się i każde z nich zawisło nad kimś innym.
Mespirit – władca emocji, postanowił zająć się Snorlax’em i uwolnić go od gniewu. Położył łapkę na jego głowie i po chwili z twarzy niedźwiedzia zniknął szpecący ją grymas. Pokemon stał się oazą spokoju, oddychając równo i miarowo.
Uxie to samo zrobił z Persianem. Dotknął delikatnie klejnotu kocura, a jego oczy zajaśniały. Grace nie wiedziała, co właśnie twórca wiedzy zrobił jej przyjacielowi, lecz nie miała czasu się zastanowić, bo i na nią przyszła kolej.
Azelf zawisł przy blondynce i popatrzył jej głęboko w oczy. Znalazł w nich pokłady winy, niepewności oraz strachu i postanowił szybko cos z nimi zrobić. Przywołał w jej głowie wspomnienia tego, co jej pokemony zrobiły dla niej dzisiejszego dnia i wszystkie przygody jakie przeżyła wraz z Persem w rodzinnym Sandgem. Dziewczyna uświadomiła sobie, że przyjaciele wierzą w nią i ufają jej bardziej, niż ona sama sobie. Ukochany ojciec, a nawet profesor Rowan, to osoby, na których może polegać, dlatego powinna czuć się pewnie i cieszyć z możliwości podróżowania. Azelf podarował jej siebie i wolę do działania, której nie zamierzała już nikomu oddawać.
Strażnicy Jezior usatysfakcjonowani swoimi poczynaniami, postanowili zrobić ostatnią rzecz. Jak dzieci w przedszkolu bawiące się w „kółko graniaste”, złapali się za ręce tworząc zamknięty krąg, wymieniając przy tym wzajemnie energią. Kiedy ciałka każdego z nich zalśniły, wszyscy na polanie poczuli falę przyjemnego, leczniczego ciepła, które sprawiło, że nieprzytomne pokemony odzyskały siły.
Grace z niedowierzaniem patrzyła jak Chatot otwiera oczy i przeciąga się leniwie, jakby zbudził się ze stuletniego snu i jak z boku Posiana znika rana po lodowej pięści, a futro nadpalone hiper promieniem wraca do poprzedniego stanu.
Snorlax’a również nie ominęła lecznicza terapia. Ocknął się i usiadł przecierając łapą oczy. Ziewnął kilka razy, rozglądając po okolicy. Za żadne skarby świata nie mógł sobie przypomnieć, jak znalazł się w tym miejscu i kim są postacie, które widzi przed sobą. Na wszelki wypadek, by upewnić się, że nie są niczym do zjedzenia, niezdarnie wstał i podszedł bliżej, lecz ani człowiek, ani pokemony, nie pachniały apetycznie. Rozczarowany odwrócił się na pięcie i jak gdyby nigdy nic pomaszerował w głąb lasu. Trenerka nerwowo przełknęła ślinę, gdy niedźwiedź do niej podchodził, lecz odetchnęła głęboko widząc jak oddala się i znika, przeciskając ostrożnie między drzewami.
Uxie, Mespirit i Azelf rozradowane zaczęły tańczyć i wirować w powietrzu nad drużyną blondynki. Ta nie mogła wyjść z podziwu na widok zdrowych podopiecznych. Co chwila dziękowała legendarnym pokemonom za pomoc.
-Powiedzcie mieszkańcom lasu, że mogą już wyjść z ukrycia. I niech nie boją się Snorlax’a!- poprosiła, widząc, że stworki zamierzają ją opuścić.
Strażnicy jezior znowu bardzo jednomyślnie, pokiwali twierdząco głowami dając do zrozumienia, że zaraz się tym zajmą. Następnie pomachali Grace na pożegnanie i ustalając coś miedzy sobą, każdy poleciał w zupełnie inną stronę.
Dziewczyna jeszcze przez jakiś czas wpatrywała się w niebo, tam gdzie przed chwilą lewitowały legendarne pokemony. Podobno ukazują się one tylko wyjątkowym osobom. Może dostrzegły w niej coś, czego ona sama nie widziała? Oby odnalazła to w sobie podczas tej podróży. A skoro pierwszego dnia tyle się wydarzyło, to co będzie dalej? Już nie mogła się na to doczekać!

***

W końcu wszystko było jak należy. Na samym środku polany, w otoczeniu pięciu głazów płonęło niewielkie ognisko, przy którym w spokoju wygrzewało się błękitne lwiątko, gadająca papuga i niebieskooka blondynka. Wszyscy spokojni, najedzeni i niezwykle zmęczeni, po długim dniu.
Tylko Persian nie obudził się do tej pory. Jego przyjaciółka nie zamierzała go budzić, bo po tym czego dokonał, zasłużył na porządny wypoczynek. Wreszcie miała dowód na to, że jej ojciec mylił się co do niego. Od zawsze czuła, że można na nim polegać. Może i zniknął niespodziewanie, ale z pewnością miał ku temu ważny powód, jak zresztą każdej innej nocy.
Kocur przebudził się w końcu w chwili, gdy jego trenerka jeszcze nie zdążyła głęboko zasnąć. Ze snu wyrwały go trzaski i syczenie wydobywające się z paleniska. Kiedy wstał i automatycznie zaczął się przeciągać, przypomniał sobie, że stoczył dzisiaj walkę, dlatego zdziwiło go, że nie jest obolały.
Rozejrzał się dookoła, napotykając wzrokiem na Grace, Shinx’a i nieznajomego pokemona, którego zauważył walcząc z niedźwiedziem. Cała trójka wyglądała na zdrowych, co niezmiernie go ucieszyło. Znaczyło to bowiem, że Snorlax nie zdołał zrobić im krzywdy.
Blondynka, choć zaspana zauważyła, że kocur już nie śpi. Bez namysłu wygramoliła się ze śpiwora, usiadła obok przyjaciela i nie zważając na to, że nie przepada on za przytulaniem, obdarowała go jednym, mocnym uściskiem.
-Byłeś niesamowity!- oznajmiła przepełniona dumą, głaszcząc kota za uszami. Persian domyślał się, że jego trenerce chodzi o walkę, lecz gdyby nie jego lekkomyślność, nie musiałoby do niej dojść. Pokornie zwiesił głowę, unikając wzroku dziewczyny.
-Przepraszam, że zniknąłem bez słowa.- mruknął pod nosem nieświadomy tego, że ta słyszy każde jego słowo. Grace popatrzyła zdumiona na Persa, nie dowierzając własnym uszom. Stwierdziła, że albo ma omamy słuchowe, albo jeszcze się nie rozbudziła.
-Możesz powtórzyć?- poprosiła pokemona, który dziwnie na nią spojrzał.
-Przepraszam, że zniknąłem, gdy zbierałaś drewno. Powinienem był zostać.- wyrecytował z niemal perfekcyjną dykcją, niskim i ciepłym głosem.
Dziewczynie ze zdziwienia oczy urosły do rozmiarów spodków. Gdy w pełni do niej dotarło, to co się dzieje z podekscytowania zaczęła piszczeć i znowu rzuciła się z uściskiem na Persiana.
-Umiesz mówić! Uxie nauczył cię mówić!- wykrzykiwała raz za razem, budząc tym Shinx’a i Chatota. Pokemony słysząc słowa blondynki, otoczyły kocura gratulując mu nowej umiejętności.

Rubino-oki objął wzrokiem wszystkich swoich przyjaciół i po raz pierwszy w życiu poczuł, że znalazł swoje miejsce na ziemi, że ma rodzinę, o którą warto dbać. Obiecał sobie, że dopóki żyje włos im z głowy nie spadnie. Był to winien trzem irytującym stworzeniom, które podarowały mu taki wspaniały prezent. Nie może zawieść ich zaufania, oczywiście pod warunkiem, że nie będą zawracały mu niepotrzebnie głowy. Chociaż… Jeśli czasem ich drogi się skrzyżują, nie będzie miał nic przeciwko temu.